Podstawówka wklejona w krajobraz spokojnego warszawskiego osiedla, konkretnie przyległe do niej boisko szkolne, sobotnie popołudnie. Na sąsiednim placu zabaw para kilkulatków krąży między huśtawką a zjeżdżalnią, później bawią się w chowanego pod czujnym okiem mamy i smartfona (mama robi im zdjęcia, wygląda na to, że nagrywa też krótki filmik, jak córka wspina się po pajęczynie ze sznurków). Po tartanie uwija się czterech nastolatków, rozgrywają mecz dwóch na dwóch do jednej bramki (przy drugiej bramce inna ekipa ćwiczy karne). W tle życie toczy się leniwie: sąsiedzi spacerują z psami, ktoś taszczy zakupy, ojciec z dwójką dzieciaków jadą na rowerach, dziewięciolatki suną na rolkach
Chłopaki z boiska chętnie pogadają, „tylko jeszcze jedna akcja". Powoli zmierzcha, w mieszkaniach okolicznych wieżowców zapalają się pierwsze światła, gdy chłopaki wreszcie kończą mecz, dwóch z nich dołącza do mnie na trybunach. To Kamil i Karol, po 14 lat, chodzą do ósmej klasy. Obaj mają smartfony, Kamil „tak z pięć lat", gdy mama kupiła mu pierwszego. Karol ma go krócej, zaledwie od sześciu miesięcy, a pieniądze na jego zakup sam musiał uciułać. – Po prostu zbierałem z wakacji, z różnych świąt. Oszczędzałem, nie wydawałem na głupoty. Miałem wybraną markę, szukałem takiego do tysiąca złotych, udało mi się kupić ten, co go sobie upatrzyłem – wyjaśnia.
Przez Messengera można się umówić. Później już trzeba na żywo
Smartfony są im potrzebne, żeby „pooglądać filmiki na YouTubie, jakieś gameplaye, śmieszne momenty z gier, posłuchać muzyki na YouTubie albo Spotify". Traktują telefon jako okno na świat. Kamil: – Głównie interesuje mnie sport. Sprawdzam wyniki meczów, aktualności sportowe. Także to, co się dzieje na świecie. Co do gier, to mam jedną, strzelankę, ale nie używam w ogóle. Karol: – W smartfonie można ponadto sprawdzić na przykład pogodę. Ja w ogóle nie gram na telefonie, używam go przede wszystkim do „social media" (te ostatnie słowa Karol wymawia z nienagannym amerykańskim akcentem).
Kont na Facebooku nie posiadają, Messengera już tak, Instagram również. To ułatwia utrzymywanie kontaktów ze znajomymi. – Już nie za bardzo wysyłamy esemesy. W tym wieku Messenger to chyba podstawa – mówi Karol, a Kamil przytakuje i wyjaśnia, że zalety są dwie: szybki kontakt, w końcu wszyscy są teraz online, i zwykle zerowy koszt, bo za wysyłanie wiadomości się nie płaci. Kontakt obejmuje między innymi umawianie się na piłkę (choć częściej po prostu w tym celu się zdzwaniają), wymienianie się lekcjami („wszystko idzie przez smartfona"), utrzymywanie znajomości („ze szkoły, z podwórka, z innych miast, nawet z innych krajów") oraz zawieranie nowych. Zwłaszcza z płcią przeciwną. Karol: – Przez Messengera można zacząć rozmowę i się umówić. Później już trzeba na żywo (Kamil wtrąca: „tak normalnie"). Normalnie trzeba już uwieść.
Obaj stwierdzają też zgodnie: przez telefon jest dużo łatwiej niż podejść do dziewczyny, zagaić: „hej, skoczymy po lekcjach na spacer, rower, lemoniadę?". – Na początku to jest trema, jak nas druga osoba zobaczy i co o nas pomyśli – wyjaśnia Karol. Ergo: jak zaloty dziewczyna odrzuca, to łatwiej jest zachować twarz (twarzy wszak przez Messengera nie widać).