Korespondencja z Niemiec
Protest z 30 września 1989 roku w 30-tysięcznym Arnstadt (300 kilometrów na południowy zachód od Berlina, teraz to land Turyngia, wtedy enerdowski okręg Erfurt) był niezwykły. Zmobilizował do niego prosty wiersz, wywieszony na murach: „Cóż to za życie? Tu, gdzie wolność martwa na świat przychodzi? gdzie wszystko wydaje się stracone”- pisał nieznany autor i zapraszał „wszystkich obywateli Arnstadt” do udziału w pokojowej demonstracji przeciw „despotycznej polityce komunistycznej partii SED” na Holzmarkt (Rynek Drzewny) na godzinę 17.00. Kilkaset osób zdecydowało się przyjść, choć nie mieli pewności, czy to nie była prowokacja służby bezpieczeństwa Stasi.
Nie była.
Wiersz napisał i ulotki rozwieszał Günther Sattler. 24-letni prosty chłopak, syn milicjanta, który szkolił się na ślusarza, kucharza i rzeźnika, a pracował jako palacz i zarabiał tyle, ile kosztowała niezła kurtka. Dusił się w NRD, ale uważał, że musi żyć tu, a nie wyjeżdżać. Nie znał dysydentów, z kolegami z pracy nie dało się szczerze porozmawiać, co się myśli o władzach. Działał sam. Dlaczego zdecydował się na ulotki? Rozrzucali je przecież rewolucjoniści - o tym uczył się na lekcjach o ruchu robotniczym.
Mimo gorączkowych poszukiwań, mimo kontroli maszyn do pisania w całym mieście, mimo wzmożonej aktywności donosicieli – Stasi nie odnalazła autora ulotek. Nie znał go też nikt z ludzi, którzy na jego wezwanie przyszli 30 września 1989 roku na Holzmarkt.