I chociaż jest zadowolona, bo sprzedaż mocno podskoczyła, praca na słońcu wyraźnie nie wychodzi jej na dobre – twarz ma spieczoną od słońca. – Nie mogę rozłożyć parasola, bo lada chwila ma się zacząć huragan – tłumaczy.
W biurze jednej z zachodnich agencji informacyjnych w Moskwie słychać za to modlitwy o huragan, który, jak zapowiadają meteorolodzy, jest tuż-tuż. Klimatyzacja nie działa, bo doszło na jej tle do międzynarodowych rozbieżności. Rosjanie boją się przeziębić i twardo znoszą warunki zbliżone do tych, które panują w baniach. Obcokrajowcy są bliscy obłędu. – Niech już się zacznie ten huragan. Proszę cię, Boże – mówi Amy.
Trwające od kilku tygodni niemiłosierne upały są w centrum rozmów na ulicy, w sklepie, w metrze. W telewizji upał jest bohaterem niemal równie ważnym jak Dmitrij Miedwiediew czy Władimir Putin.
W moskiewskiej kawiarni dyskutują zawzięcie trzy dziewczyny. Bynajmniej nie o problemach sercowych. – Budziłam się dzisiaj w nocy pięć razy, nie da się spać – skarży się jedna z nich. To prawda, w nocy upał też nie odpuszcza – temperatura nie schodzi poniżej dwudziestu kilku stopni. – W dzień oficjalnie jest 38, a wiecie, co to znaczy! W rzeczywistości jest przecież jeszcze kilka stopni więcej – odpowiada jej koleżanka.
Do urzędu zapewniającego ochronę praw konsumentów już trafiły pierwsze skargi na sprzedawców wiatraków i klimatyzatorów. Prawa rynku w rosyjskim wydaniu okazały się szczególnie brutalne – zbawiennego sprzętu chłodzącego albo nie ma, albo jest pięć – siedem razy droższy niż przed upałami. Aby się o tym przekonać, wystarczy odwiedzić pierwszy z brzegu duży sklep z artykułami AGD. – Ten jest nasz! – sprzedawca wskoczył między mnie i pracujący wentylator z wdziękiem kozicy. – Wentylatory się skończyły.