- Nie było podstaw do jego wszczęcia. Na nagraniu między Pawłem Wojtunikiem, szefem CBA , a byłą wicepremier Elżbietą Bieńkowską, nie padły takie słowa – tłumaczy Katarzyna Calów- Jaszewska, rzecznik stołecznej prokuratury.
W połowie maja dostała ona dwa zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłego szefa MSW w sprawie spalenia budki. Jedno złożyło Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, drugie osoba prywatna.
– W obu powołano się na publikacje prasowe, które ujawniały podsłuchaną rozmowę pomiędzy Pawłem Wojtunikiem, szefem CBA , a byłą wicepremier Elżbietą Bieńkowską. Dziennikarze sugerowali w nich, że minister spraw wewnętrznych miał zlecić podpalenie tej budki podczas Marszu Niepodległości dwa lata temu – mówi prok. Calów-Jaszewska.
Śledczy z jej prokuratury wystąpili do kolegów z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, gdzie toczy się główne śledztwo w sprawie tzw. afery podsłuchowej o treść tego nagrania oraz przesłuchania szefa CBA.
– Po zapoznaniu się z tym materiałem doszliśmy do wniosku, że nie można go zinterpretować jako namawianie do przestępstwa zniszczenia mienia czy spalenia budki. W czasie rozmowy nie padły słowa, że ktoś to zleca czy nakazuje – dodaje śledcza.