Nadopiekuńczość rodziców zatacza coraz szersze kręgi. Po czujnym pilnowaniu dziecka na zamkniętych podwórkach, odwożeniu i przywożeniu dziecka ze szkoły przyszła pora na kolonie i obozy.
– Zauważyliśmy, że część rodziców jeszcze nie dojrzała do wysłania dziecka na samodzielny obóz, stąd pomysł wprowadzenia obozu rodzinnego do oferty. Zainteresowanie jest ogromne – opowiada Kuba Marjański, szef firmy turystycznej.
Ale nie tylko on organizuje tego typu kolonie. Agenci przyznają, że z roku na rok takich ofert jest coraz więcej i sprzedają się „na pniu".
Na takie kolonie jeżdżą zazwyczaj dzieci mniejsze – między czwartym a siódmym rokiem życia. Ale często są to też dziewięcio-, a nawet 12-latki.
Pomysł na rodzinne wczasy jest prosty. Dziecko w dzień jest z rówieśnikami, wieczorem i nocą – w rodzinnym gronie. – Najczęściej dzieciom towarzyszą mamy, czasem oboje rodzice. Zdarza się też, że mamy jadą z inną osobą dorosłą do opieki, np. babcią lub nianią – mówi Kuba Marjański.
Mama do spa
Podczas samodzielnych zajęć dzieci uczestniczą np. w wyprawach przygodowych, zamieniają się w małych agentów i poszukują cukierkowego skarbu, malują i rysują.
Na rodziców czeka paintball, wieczór taneczny, strefa spa, zajęcia jeździeckie, nordic walking czy kajaki.
– Zdarza się, że opiekun towarzyszy kilkulatkowi cały czas. Chce mieć go na oku, bo wierzy, że najlepiej dopilnuje swojego dziecka – mówi Edyta Sochacka, która również prowadzi takie obozy.
Organizatorzy przyznają też, że zdarzają się rodzice, którzy regularnie sprawdzają, czy dziecko piło, czy się nie przegrzało lub przeciwnie – wychłodziło, czy jest dostatecznie dobrze traktowane przez opiekunów i czy nawiązuje dobry kontakt z rówieśnikami. W razie niepowodzeń – interweniują.