Jak wspomina polską gościnność sprzed roku? – Pokochałam Polskę i Polaków. To było niesamowite, ogromnie mi pomogli. Gdy w jednym ze sklepów stojąca obok starsza kobieta usłyszała język ukraiński, zrobiła dla mnie zakupy – mówi. Niedawno przeprowadziła się do Warszawy, mieszka w jednym pokoju z koleżanką w akademiku. Serwuje kanapki w otwartej w grudniu ukraińskiej knajpie „Lviv Croissants” na Nowym Świecie. Lokale tej sieci są w wielu miastach Ukrainy, a po wybuchu wojny pojawił się też w Polsce. Daria pracuje tam dopiero od kilku tygodni, wciąż studiuje, ale zdalnie. Zamyśla się, gdy pytam, czy spotkała ją jakaś nieprzyjemna historia w Polsce. – Tylko raz czegoś takiego doświadczyłam, w kebabie. Byłyśmy z koleżanką i podeszła do nas młoda dziewczyna. Chciała się napić naszej wody z butelki, ale koleżanka powiedziała, że to niehigienicznie. W odpowiedzi na to usłyszeliśmy po polsku, że mamy wymiatać się z Polski. Użyła mocniejszych słów, rozumie pan. Była młodsza od nas – opowiada.
– Rozumiem, że Polacy mają dość – rzuca, jakby pytając. – Tak czy inaczej będę wdzięczna za to, co Polacy dla mnie zrobili – ucina. Tuż za oknem stoją rozstawieni wzdłuż ulicy policjanci, przejeżdżają radiowozy na sygnale. Za chwilę w kierunku Pałacu Prezydenckiego ruszy kolumna ukraińskiego przywódcy. Co Daria, dziewczyna, która mając 18 lat, opuściła ojczyznę, mogłaby mu powiedzieć? – To najlepszy prezydent ze wszystkich dotychczasowych, żaden z jego poprzedników nie poradziłby sobie na jego miejscu. Poszłabym na plac Zamkowy, by go zobaczyć i posłuchać, ale niestety, muszę pracować – mówi. Czeka na zakończenie wojny i przyznaje, że najbardziej chce zobaczyć swoich krewnych i brata, których nie widziała od ucieczki z ogarniętego wojną kraju. Nie zastanawia się jeszcze nad tym, jak długo pozostanie w Polsce.
Społeczność rośnie
Wśród zaproszonych na wieczór do Zamku Królewskiego znalazł się prezes Związku Ukraińców w Polsce Mirosław Skórka. Rozmawiamy kilka godzin wcześniej. – Szacuje się, że w Polsce przebywa już około 3 mln Ukraińców, to około 8 proc. populacji. To może być poważnym wyzwaniem. Musimy zmienić model funkcjonowania społeczności ukraińskiej w Polsce. Ukraińcy w Polsce już potrzebują pewnych praw oświatowych i trzeba dostosować do tego polską szkołę, by dzieci ukraińskie nie tylko uczyły się mówienia i pisania po polsku, ale też żeby miały możliwość otrzymywania wiedzy o Ukrainie i pielęgnowania języka ukraińskiego – mówi.
Twierdzi, że system polskiej oświaty był wyłącznie dopasowany do mniejszości ukraińskiej (obywateli polskich pochodzenia ukraińskiego), ale nie do przebywających obecnie w Polsce 200 tys. dzieci uchodźców. Ukraińcy w Polsce mają dzisiaj jedynie pięć szkół, w których część przedmiotów jest wykładana po ukraińsku. Ze Skórką rozmawiamy o gospodarce, zalewających polskie rynki ukraińskim zbożu, które docelowo miało trafiać do Afryki i Bliskiego Wschodu, bezpieczeństwie i polityce. Rozmawiamy też o wspólnej trudnej historii, o Wołyniu. Ale na oświatę Ukraińców w Polsce mój rozmówca szczególnie zwraca uwagę. – Większość dzieci uchodźców w Polsce pochodzi ze wschodniej Ukrainy, z terenów bezpośrednio ogarniętych wojną lub niedawno wyzwolonych. To w znacznej mierze rosyjskojęzyczne dzieci. Żyją we własnych bańkach informacyjnych, często związanych z młodzieżowymi subkulturami Rosji. To mocne więzi utrzymywane są przez sieci społecznościowe. Jeżeli nie zaczniemy formować w nich tożsamości ukraińskiej, za jakiś czas w Polsce możemy mieć grupę ludzi, którzy będą ambasadorami „ruskiego miru” – alarmuje Skórka. Przyznaje zaś, że polska oświata też szwankuje i uczniowie polskich szkół „nie wiedzą, co się dzieje w Ukrainie”.
Kto jeszcze pomaga?
Z Natalią Panczenką spotykam się w jednym z nowo powstałych warszawskich wieżowców. Stoi na czele organizacji Euromaidan-Warszawa, która ze wszystkich ukraińskich organizacji w Polsce była najbardziej zaangażowana w pomoc protestującym na kijowskim majdanie na przełomie lat 2013 i 2014. Wielu dziennikarzy w Polsce zapewne kojarzy ich dawną siedzibę Ukraiński Świat, które przy skrzyżowaniu Nowego Światu i Świętokrzyskiej tętniło ukraińskim życiem. Często piosenką i literaturą. Nie trwało to długo. Władze dzielnicy po jakimś czasie wystawiły im rachunek w wysokości kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie i musieli szukać nowego miejsca. Odezwała się jedna z warszawskich firm prywatnych, która udostępniła im powierzchnię biurową wykorzystywaną też przez inne firmy. Dzisiaj znajdują się w ścisłej czołówce działających w Polsce organizacji zaangażowanych w pomoc zaatakowanej przez Rosję Ukrainie.