"Rzeczpospolita": Po strzelaninie w szkole w Nashville, w której zginęło sześć osób, powrócił temat dostępu do broni. W Polsce jest on w teorii obłożony stosunkowo surowymi restrykcjami. Powinniśmy zliberalizować te zasady?
Krzysztof Kuczyński: Bardzo nie lubię pojęcia liberalizacja, ponieważ każdy rozumie je inaczej. Nasza ustawa o broni i amunicji jest moim zdaniem nieprzystająca do naszych potrzeb jako społeczeństwa, które mierzy się obecnie z zagrożeniem zewnętrznym. Wewnętrznie nie mamy problemu z dostępem do broni – praworządny obywatel, który chce ją mieć, generalnie może ją dostać. To się oczywiście wiąże z wieloma restrykcjami i ograniczeniami. Ale od ponad roku mamy zupełnie inną sytuację zewnętrzną i to powinno skłaniać nas do tego, żeby zastanowić się, czy wciąż chcemy być najbardziej rozbrojonym narodem Europy.
W obliczu wojny w Ukrainie społeczeństwo czułoby się bezpieczniej, gdyby ułatwiono dostęp do broni palnej?
Nie tylko czuło. Wzrost zainteresowania bronią jest dziś znaczący – liczba sztuk broni w rękach polskich obywateli zauważalnie rośnie. Nie chodzi jednak tylko o samo poczucie, lecz o to, że realnie zwiększyłoby to zdolności obronne Rzeczpospolitej.
A nie obawia się pan, że jednocześnie mogłoby to wpłynąć na poziom przestępczości i bezpieczeństwa publicznego? Lub doprowadzić do wzrostu liczby nieszczęśliwych wypadków z bronią?