Czworo posłów Platformy Obywatelskiej zaapelowało niedawno do minister zdrowia Ewy Kopacz, by gruntownie przebadała okulary do oglądania filmów w trzech wymiarach, których używa się w polskich kinach. Ich zdaniem używanie takich okularów może skutkować zaburzeniami wzroku, a nawet uszkodzeniami układu nerwowego. Piotr Cieśliński (PO) wyjaśniał dziennikarzom, że postanowił się zająć sprawą, bo dostał sygnały od kolegów i koleżanek, których po obejrzeniu filmu "Avatar" bolały oczy.
Z równie ciekawą inicjatywą wystąpił ostatnio jego klubowy kolega Jan Rzymełka. Z sejmowej mównicy zaproponował utworzenie w pociągach dalekobieżnych "stref ciszy", w których zakazane byłoby prowadzenie głośnych rozmów i słuchanie muzyki. Argumentował, że sam często jeździ pociągiem, a rozmowy nie pozwalają mu się skupić.
Te przykłady nie są niczym wyjątkowym. Polscy politycy regularnie wpadają na pomysły, które nie przyszłyby do głowy nawet ich bardzo ekstrawaganckim wyborcom. Na szczęście rzadko są one wprowadzane w życie. Gdyby nie to, starzy kawalerowie płaciliby "bykowe", czyli specjalne parapodatki (proponował je Marian Piłka z PiS), cocacola zostałaby obłożona akcyzą (to pomysł Jana Rulewskiego z PO), a przestępcom pedofilom za karę miażdżono by jądra w specjalnych zgniataczach (propozycja Mariana Curyły z Samoobrony).
– Posłowie wiedzą, że ich praca w Sejmie do niczego nie służy. Zostali zredukowani do roli małpek synchronicznie naciskających guziki. Cofają się intelektualnie i w związku z tym wpadają na najbardziej absurdalne pomysły świata – uważa specjalista od marketingu politycznego Eryk Mistewicz.
[srodtytul]Arabskość po polsku[/srodtytul]