Piło się frugo białe, zielone czy czarne, a nie np. porzeczkowe czy bananowe. "Świeży smak owoców, który się należy bez żadnych ograniczeń", to była ikona młodzieżowego stylu.
W połowie lat 90. koncern Alima Gerber uruchomił jedną z najdynamiczniejszych i najbardziej oryginalnych kampanii w historii polskiej reklamy. Fani napoju do dziś wspominają "pykającą" przy odkręcaniu zakrętkę i tzw. guzik bezpieczeństwa. A także odlotowe reklamy telewizyjne: nudnego nauczyciela popijającego herbatkę na tle szkolnej tablicy i mówiącego: "W naszej szkole z owoców jest smaczny kompocik", albo chłopców luzaków strzelających z pestek jak westernowi rewolwerowcy i hasło: "Ludzie to nie wiedzą, jakie siły drzemią w naturze".
Slogan "No to frugo" szybko dowiódł siły reklamy tzw. wirusowej (przenika do języka potocznego i rozprzestrzenia się w nim). A gra z młodym odbiorcą, oparta na opozycji: "urwis" – "zgred", wielomilionowe budżety reklamowe i pomysły pionierów polskiej reklamy Iwo Zaniewskiego i Kota Przybory skutecznie sprzedawały produkt.
Frugo weszło na rynek w 1996 r. i zdobyło go szturmem. Już po roku 90 proc. konsumentów rozpoznawało markę, a producent cieszył się niemal 5-procentowym udziałem w rynku. Rządy Frugo, trwające około pięciu lat, skończyły się na przełomie wieków. W 2002 r. kultowy produkt poszedł pod młotek. Nowy właściciel, spółka Krynica-Zdrój, próbował podnieść markę z kolan, eskalując reklamowy "bunt" młodych konsumentów przeciwko starszemu pokoleniu. Ale ani ogłoszona w nowych reklamach "walka ze ściemą", ani powołanie Radykalnej Inicjatywy Frugo nie uratowały marki.
Napój – w nowych, mniejszych opakowaniach, a w części ze starych zapasów – można było kupić jeszcze w zeszłym roku w Rossmanie czy Tesco, ale to już był koniec, tym bardziej że spółka Krynica-Zdrój upadła. – Ówczesna młodzież po prostu wyrosła z frugo – mówi Jacek Kall. – Okazało się, że ich nastoletni następcy nie są już pokoleniem buntu, bo wychowało się na innych wzorcach kulturowych, na dodatek w otoczeniu masy nowych, atrakcyjnych produktów tej samej branży.
– Przykład frugo dowodzi, jak ważne jest wyczucie trendu, szczególnie jeśli produkt adresowany jest do grupy młodych konsumentów – mówi Paweł Kwiatkowski, dyrektor do spraw korporacyjnych Kompanii Piwowarskiej (m.in. piwa Tyskie, Lech, Żubr). – My też popełniliśmy podobny błąd w przypadku młodych, choć pełnoletnich konsumentów piwa 10,5. Przegapiliśmy moment, kiedy ci ludzie się pożenili, pokupowali samochody. Ktoś, kto ma rodzinę i auto, nie bawi się już tak często w klubach i nie zależy mu na wizerunku luzaka. Sprzedaż przestała się opłacać i kilka lat temu Kompania Piwowarska zrezygnowała z 10,5.