Parlament Europejski przegłosował wczoraj Europejską Inicjatywę Obywatelską. – Dzięki nowemu instrumentowi Europejczycy mogą się skrzyknąć i przedstawić własną inicjatywę – mówił Alain Lamassoure, francuski eurodeputowany, sprawozdawca nowych przepisów. – Nie wiemy, czy zadziała. Ale dzięki współczesnym metodom komunikacji, portalom społecznościowym będzie łatwiej – mówił. Bo EIO dopuszcza zbieranie podpisów elektronicznych.
O milionie podpisów mówił już traktat lizboński, który obowiązuje od 1 grudnia 2009 roku. Nowe przepisy precyzują, jak inicjatywa ma wyglądać. Potrzebne jest poparcie osób z co najmniej 1/4 państw członkowskich, czyli obecnie siedmiu. Komisja Europejska już na początku procesu zbierania podpisów będzie oceniała, czy inicjatywa w ogóle jest przedmiotowa, a więc czy dotyczy spraw będących w kompetencjach wspólnotowych, aby uzbierane podpisy nie trafiły do kosza.
Nie mają więc szans propozycje dotyczące m.in. spraw ideologicznych i obyczajowych, jak aborcja, eutanazja, rozwody czy małżeństwa homoseksualne. Bez szans będzie inicjatywa ustalenia płacy minimalnej w UE. A także – z polskiego podwórka – propozycja europejskiego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej czy powstrzymania budowy gazociągu północnego.
Dla aktywnych obywateli pozostaje jednak ogromny obszar. Jedna inicjatywa już jest. Avaaz, międzynarodowa organizacja obywatelska, oraz Greenpeace zebrały podpisy nawołujące do zakazu upraw genetycznie modyfikowanych, dopóki nie zostanie naukowo udowodnione, że są one bezpieczne dla zdrowia. Na razie KE uznała, że akcja nie spełnia wymogów EIO, bo została przeprowadzona przed wejściem w życie nowych przepisów. Zostanie więc potraktowana jako głos w dyskusji.
– Teoretycznie EIO może być bardzo wartościowym instrumentem, szczególnie w dziedzinie praw człowieka czy ochrony środowiska. Pytanie tylko, ile przeszkód proceduralnych postawi Komisja – mówi „Rz“ Paul de Clerck z organizacji pozarządowej Friends of the Earth Europe, od lat walczący o przejrzystość lobbingu w Brukseli.