Mamy w Polsce za dużo sędziów – uważa Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości. Tymczasem po kondycji sądownictwa tego nie widać. Najnowsze wskaźniki za trzy kwartały 2016 r. są gorsze niż za 2015 r. Sędziowie nie radzą sobie z załatwianiem spraw, które do nich wpływają, czyli z tzw. opanowaniem wpływu – w 2016 r. załatwili zaledwie 93,8 proc. spraw, które dostali. Czas to zmienić. Co zamierza minister sprawiedliwości? Chce ograniczyć liczbę sędziów funkcyjnych (przewodniczących wydziału i ich zastępców). Zamierza też zmniejszyć liczbę wizytatorów zajmujących się wyłącznie kontrolą sądów. Ministerialne pomysły są różnie oceniane przez sędziów. Wszyscy jednak są zgodni: patrząc na liczbę spraw, jakie załatwiamy – ok. 16 mln rocznie – nie jest nas za dużo – uważają.
W sam raz
Paweł Pośpiech, sędzia Sądu Rejonowego w Wołowie (mały sąd, w którym orzeka siedmiu sędziów), uważa, że 10 tys. sędziów w dzisiejszych realiach to nie jest zbyt duża liczba.
– Można by tak twierdzić, gdyby kognicja sądów była mniejsza i mniej spraw do nich wpływało – twierdzi Pośpiech. – Nie bardzo też rozumiem, jak sytuację ma poprawić likwidacja czy ograniczenie funkcji przewodniczących wydziału. Sam nim jestem i orzekam tyle samo co inni sędziowie. Pod koniec 2016 r. miałem w referacie 414 spraw karnych – mówi.
Przyznaje, że może w dużych sądach sytuacja wygląda inaczej, ale ktoś musi nad nimi organizacyjnie zapanować.
– Może więc ograniczmy liczbę stanowisk funkcyjnych, a nie kasujmy niektórych – dodaje sędzia Pośpiech.