Muzeum inicjuje nią serię wystaw prezentujących dorobek artystów różnych generacji, mieszkających i pracujących w Krakowie. Zaczyna przewrotnie od roczników urodzonych w dekadzie 1980-1990. W następnych zamierza się cofać w czasie, by dojść do urodzonych w latach 40. Chce pokazać w ten sposób współczesny potencjał artystyczny miasta. Nie ogranicza się do jednego medium, zapowiada prezentacje rzeźby, wideo, fotografii, rysunków, instalacji. A jednak na obecnym pokazie najmocniej swoją obecność manifestują młodzi malarze, co potwierdza, że na krakowskiej ASP prymat wciąż należy właśnie do tej dyscypliny.
- Pokolenie artystów urodzonych w latach 80. weszło w środowisko artystyczne nieobciążone bagażem historii i polityki w tym wymiarze, w jakim doświadczyły tego poprzednie generacje Nie noszą brzemienia poprzedniego ustroju ani doświadczeń transformacji. Natomiast są bardziej świadomi mechanizmów rynkowo-kapitalistycznych. W rezultacie w ich realizacjach nie widać zaangażowania społecznego ani politycznego, tak wyraźnego w sztuce wcześniej urodzonych. Oni są wolni od tych problemów. I wyraźniej rysuje się w ich sztuce pewien eklektyzm w nawiązaniach do różnych tropów z przeszłości – ocenia Maria Anna Potocka, dyrektor MOCAK-u.
Diagnoza jest słuszna. Widać gołym okiem, że młodzi malarze, szukając swej drogi, nie boją się czerpać wzorów ze sztuki wielkich twórców współczesnych i dawnych. Tomasz Prymon otwarcie mówi, że w swych geometryczno-abstrakcyjnych obrazach łączy Newmana, Rothkę i Pollocka. Jego obrazy pulsują żywymi kolorami. Efekt ten potęguje własny wynalazek malarza – siatka drobnych linii, wzmagająca efekt rozedrgania płaszczyzny. Grzegorz Siembida przypomina w dynamice gestu amerykańskich abstrakcjonistów. Kamil Kukla przyznaje się do inspiracji mistrzami holenderskimi i taszyzmem, tworząc na poły abstrakcyjną obrazy o bujnej roślinności.
Nie brakuje odwołań surrealistycznych i pokrewnych obszarów. Dawid Czycz czerpie więc z realizmu magicznego, malując ptaki i zwierzęta w niepojących sytuacjach. Ewa Juszkiewicz intrygująco reinterpretuje znane kobiece wizerunki. Maluje portrety – rebusy z roślinnych kompozycji, w czym przypomina włoskiego XVI-wiecznego malarza Giuseppe Arcimboldo, jaki i surrealistów.
Młodzi artyści czerpią z bardzo wielu źródeł. Obrazy Violi Głowackiej wyrastają ze stylistyki pop-artu, np. płótno „Black Eggs", na której przedstawia zawartość swojej lodówki. Z drugiej strony w dziełach Jakuba Juliana Ziółkowskiego mamy mnóstwo odwołań do starych mistrzów. Nawet, gdy młodzi próbują wyjść poza malarstwo, nie do końca z niego rezygnują. W instalacjach także chętnie z niego czerpią, jak Jakub Woynarowski, toczący ukryty dialog z Malewiczem i jego czarnym kwadratem. Albo Tomek Baran, który zdawałoby się robi rzeźbiarskie obiekty, a sam sytuuje je w przestrzeni malarskiej, zyskującej trzeci wymiar.