Tekst ukazał się w tygodniku Przekrój.
Tam także więcej ilustracji
Ekstaza? Chyba tylko religijna. Namiętna? Może lektura książki lub listu... Moment miłosnego spełnienia, połączenia dwóch ciał, był przez wieki w oficjalnej sztuce niedostępny.
Największe w historii obrazy o miłości są figurami sublimacji, umowności i metafory. Nie powstały po to, by wyrażać prawdziwe emocje – to dość nowe zjawisko, właściwie dopiero XX?wieczne – nie mogło być w nich pożądania, o erotyzmie nie wspominając, zazwyczaj były to przykładne obrazy rodzinnego stadła.
Konsekwencje oglądania nagiej Wenus
Istniał jednak też mniej legalny obieg artystycznej ekspresji, usytuowany – jak byśmy dziś powiedzieli – na granicy pornografii. Takimi kompozycjami z pogranicza były liczne Wenus Tycjana, malowane na zamówienie arcykatolickiego króla Hiszpanii. Z jednej strony wielkiego dewota, twórcy i założyciela pałacu?klasztoru Eskurialu, a z drugiej ewidentnego erotomana, który owe mitologiczne, nagie i obfite w kształtach piękności wieszał w swoich prywatnych apartamentach. Powstałe w XVI wieku zmysłowe obrazy miały właśnie taki erotyczny charakter i choć miłości czynnej nie przedstawiały, to do niej zachęcały. Ostateczne konsekwencje oglądania nagiej Wenus Tycjana wyciągnął Paul Cox w filmie „Kwiaty jego życia" (1983). Jego bohater już nie potrzebuje dotykać kobiet – to zbyt wulgarne, wystarczy je oglądać, zupełnie jak to czyni organista z jednego z Tycjanowskich obrazów.