Mam taki sen, że w naszym kraju to jawność przeobraża scenę polityczną. Nagle wyborcy i wyborczynie oceniają partie polityczne pod kątem ich uczciwości. Toczy się poważna debata o granicach jawności i korzyściach z niej wynikających. Politycy wiedzą, że będą rozliczani z tego, jakie decyzje podejmują. I poddają się temu.
Choć od lat działam na rzecz takiego państwa, nie mam złudzeń, że szanse na uczciwość w życiu publicznym są znikome. Ba, jawność wykorzystywana jest w walce politycznej w taki sposób, że nikt już nie rozumie, jakie nią rządzą zasady. Dobrze to widać obecnie na przykładzie jawności zarobków w TVP. Ujawnia się wybiórczo – zależy kto pyta. Przedstawiciele TVP plączą się w zeznaniach – raz twierdzą, że chronią prywatność, innym razem mówią o tajemnicy przedsiębiorcy. Elektorat i tak to kupi.
Czytaj więcej
Prokurator Generalny Adam Bodnar wszczął z urzędu postępowania o ułaskawienie Krzysztofa B. i Grzegorza P., byłych funkcjonariuszy CBA, skazanych razem z Mariuszem Kamińskim i Maciejem Wąsikiem za nadużycia w związku z aferą gruntową.
Skandal ułaskawieniowy na Węgrzech
Dlatego z ogromną sympatią obserwuję to, co dzieje się aktualnie na Węgrzech. Dziesiątki tysięcy ludzi wyszło na ulicę w obronie uczciwości. Bezpośrednim powodem jest wyjście na jaw sprawy ułaskawienia pomocnika pedofila.
Istotne w tej sprawie są co najmniej trzy wątki. Po pierwsze osoba ułaskawiona, Endre K., była jakoś związana z rządzącym Fideszem. Po drugie baza wyborcza Fideszu od kilku lat jest karmiona programem „ochrony dzieci”, który jest potężną kampanią przeciwko nie tylko pedofilii, ale także osobom LGBTQI+. W rezultacie naród węgierski, zwłaszcza w obozie Fideszu, stał się niezwykle wrażliwy na kwestię dzieci. Po trzecie, zaczęły padać pytania, co w tej sytuacji jest jeszcze ukrywane i ile jeszcze podobnych ułaskawień kryje się wśród tych, których udzieliła była już prezydent Katalin Novák.