Katarzyna Batko-Tołuć: Akt łaski może obalić prezydenta

Czego powinniśmy nauczyć się od węgierskiego bratanka?

Publikacja: 28.02.2024 02:01

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik na spotkaniu z Andrzejem Dudą w Pałacu Prezydenckim, 20 grudnia 2023

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik na spotkaniu z Andrzejem Dudą w Pałacu Prezydenckim, 20 grudnia 2023

Foto: KPRP, Jakub Szymczuk

Mam taki sen, że w naszym kraju to jawność przeobraża scenę polityczną. Nagle wyborcy i wyborczynie oceniają partie polityczne pod kątem ich uczciwości. Toczy się poważna debata o granicach jawności i korzyściach z niej wynikających. Politycy wiedzą, że będą rozliczani z tego, jakie decyzje podejmują. I poddają się temu.

Choć od lat działam na rzecz takiego państwa, nie mam złudzeń, że szanse na uczciwość w życiu publicznym są znikome. Ba, jawność wykorzystywana jest w walce politycznej w taki sposób, że nikt już nie rozumie, jakie nią rządzą zasady. Dobrze to widać obecnie na przykładzie jawności zarobków w TVP. Ujawnia się wybiórczo – zależy kto pyta. Przedstawiciele TVP plączą się w zeznaniach – raz twierdzą, że chronią prywatność, innym razem mówią o tajemnicy przedsiębiorcy. Elektorat i tak to kupi.

Czytaj więcej

Jeszcze jedno ułaskawienie funkcjonariuszy CBA? Jest opinia Bodnara

Skandal ułaskawieniowy na Węgrzech

Dlatego z ogromną sympatią obserwuję to, co dzieje się aktualnie na Węgrzech. Dziesiątki tysięcy ludzi wyszło na ulicę w obronie uczciwości. Bezpośrednim powodem jest wyjście na jaw sprawy ułaskawienia pomocnika pedofila.

Istotne w tej sprawie są co najmniej trzy wątki. Po pierwsze osoba ułaskawiona, Endre K., była jakoś związana z rządzącym Fideszem. Po drugie baza wyborcza Fideszu od kilku lat jest karmiona programem „ochrony dzieci”, który jest potężną kampanią przeciwko nie tylko pedofilii, ale także osobom LGBTQI+. W rezultacie naród węgierski, zwłaszcza w obozie Fideszu, stał się niezwykle wrażliwy na kwestię dzieci. Po trzecie, zaczęły padać pytania, co w tej sytuacji jest jeszcze ukrywane i ile jeszcze podobnych ułaskawień kryje się wśród tych, których udzieliła była już prezydent Katalin Novák.

Dzisiejszy komentatorzy nie zakładają, że Fidesz straci władzę w 2026 r. Raczej nastawiają się na rok 2030. A ja chciałabym postawić tezę, że to się jednak stanie w 2026 r. i że opozycja może wygrać wybory, jeśli postawi na uczciwość. Jako że to podparta jedynie nadzieją futurologia i nie jestem ograniczona przekonaniami o jakości opozycji węgierskiej, zaczynam snuć marzenia i już zazdrościć Węgrom, że po latach liberalnego reżimu rozpocznie się tam prawdziwa odnowa demokracji. Że uczciwość w życiu publicznym stanie się tak samo nośnym hasłem na Węgrzech jak prawa kobiet w Polsce.

Sytuacja na Węgrzech prowadzi mnie jednak także do rozważań o jawności ułaskawień w ogóle. Skoro jedno ujawnione ułaskawienie mogłoby mieć moc rewolucyjną na Węgrzech, to czy jawność takich ułaskawień nie jest warta przynajmniej debaty w Polsce? Na dziś wiemy, że jawne są dane liczbowe o ułaskawieniach. Wiemy też, że sądy administracyjne stawiają wyżej prywatność osób ułaskawionych niż to, co taka niczym nieograniczona prerogatywa prezydenta może zrobić demokracji.

Ułaskawienia Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika były szeroko debatowane. Po pierwszym ułaskawieniu mieli oni objąć ważne stanowiska państwowe. Tutaj jawność była nieunikniona i oczywista. Drugie było obserwowane przez całą Polskę. Ale już jawność ułaskawień Magdaleny Ogórek i Rafała Ziemkiewicza, którzy otrzymali karę grzywny, nie była taka oczywista. Oboje zostali ukarani za wypowiedzi z lutego 2019 r. w programie „W tyle wizji” w TVP Info. Szkalowali Elżbietę Podleśną, psychoterapeutkę i aktywistkę, która wielokrotnie stawała w obronie praw człowieka, że manipuluje pacjentami. I choć ich ułaskawienia nie były jawne, dziennikarze „Rzeczpospolitej” połączyli fakty. Kancelaria Prezydenta poinformowała bowiem o dwóch ułaskawieniach, w których prezydent darował grzywny i zarządził zatarcie skazań. Ten opis pasował do rzeczonych osób. Z czasem te informacje się potwierdziły.

Czy taka informacja nie jest ważna dla polskiej demokracji? Moim zdaniem zgorszenie tymi ułaskawieniami jest zbyt małe. Prerogatywy prezydenta nie podlegają kontroli. Ale czy o to chodzi w demokracji, żeby wykorzystywać prerogatywy do stosowania aktu łaski wobec osób ze swojego obozu politycznego, a nie wtedy, gdy faktycznie dzieje się jakaś krzywda lub rachunki krzywd mogły zostać już wyrównane? Tylko jak mamy się dowiedzieć, jak prezydent wykorzystuje swoją prerogatywę, skoro w większości przypadków nie wiemy, kto i na jakiej zasadzie został ułaskawiony?

Uzasadnienia też niewiele mówią. W przypadku Magdaleny Ogórek i Rafała Ziemkiewicza prezydent napisał, że kierował się zasadami sprawiedliwości oraz racjonalności represji, a także tym, że działania skazanych miały charakter incydentalny. To akurat w ogóle nie pasuje do rzeczywistości.

Polskie sądy są raczej przeciwne ujawnianiu listy osób ułaskawionych. Mają po temu ważkie argumenty. Wskazują, że podanie imienia i nazwiska osoby fizycznej, która została ułaskawiona, mogłoby prowadzić do naruszenia prywatności.

Niejednoznaczna ochrona przed ujawnieniem

Ułaskawienie zaciera skazanie i prowadzi do wykreślenia zapisu o karalności z Krajowego Rejestru Karnego. Ujawnienie informacji o ułaskawieniu stoi w sprzeczności z tym, swego rodzaju wyczyszczeniem sytuacji osoby ułaskawionej. Brzmi to sensownie, jeśli mielibyśmy założyć, że nie jest to temat w żaden sposób wrażliwy politycznie. I w sumie w przypadku takich osób jak Mariusz Kamiński, Maciej Wąsik, Magdalena Ogórek, Rafał Ziemkiewicz czy kiedyś Jan Śpiewak i tak to wiemy. Wiemy, gdyż ich sprawy były medialne. Choć ciekawe, co stwierdziłby sąd, gdyby pojawiła się sprawa ułaskawienia osoby, o której skazaniu szeroko rozpisywały się media. Mało prawdopodobne, żeby taka informacja nie ujrzała światła dziennego w dzisiejszych czasach, ale teoretycznie możliwe.

Co z wszystkimi pozostałymi ułaskawieniami? Czy możliwe jest, że nasz polski prezydent – obecny lub inny – ułaskawił osobę związaną ze swoim obozem, nieznaną opinii publicznej i skazaną w sprawie, która ma znaczenie dla oceny uczciwości tego obozu. Taki jest bowiem przypadek węgierski. Endre K. nie był nikim znanym. Prezydent Katalin Novák ułaskawiła go, zanim zakończyła się sprawa sądowa. Historia wyszła na jaw tylko dlatego, że przegrał apelację w Sądzie Najwyższym, ale decyzja nigdy nie weszła w życie właśnie w wyniku ułaskawienia. Informacje o ułaskawieniu pojawiły się w wyroku sądu i tak doszło do ujawnienia tej sytuacji.

Jak widać, i na Węgrzech ułaskawiają nieprawomocnie skazanych.

To co z tą Polską?

Czy przy obecnym podejściu do jawności ułaskawień w Polsce taka sprawa miałaby szansę wyjść na jaw? A co jeśli moja futurologiczna wizja przyszłych węgierskich wyborów się ziści? I że to właśnie ujawnienie jednej informacji pociągnie za sobą zmiany, o których wszyscy przestali śnić? Czy opierając się ważeniu racji pomiędzy dobrem publicznym a ochroną jednostki, nie zostaniemy ze swoją niejawnością ułaskawień jak Himilsbach z angielskim?

Autorka jest dyrektorką programową stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Ostrożnie z tym mobbingiem
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Rzecz o prawie
Jarosław Gwizdak: Sądowe podróże kształcą
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Szukając lidera
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Nie mylić kancelarii z cyrkiem
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i S-Cross w specjalnie obniżonych cenach. Odbiór od ręki
Rzecz o prawie
Paweł Rygiel, Andrzej Kadzik: Dialog receptą na kryzys
Materiał Promocyjny
Wojażer daje spokój na stoku