Po podpisaniu przez prezydenta noweli korygującej pisowskie reformy Sądu Najwyższego kluczowe będzie jej stosowanie w pierwszych tygodniach. Przez prezydenta i pierwszą prezes SN, która zresztą rozpoczęła już przygotowania. I dobrze, reformy prawne mają bowiem zwykle dwa etapy: uchwalenie ustawy i jej wdrażanie. Jest zresztą takie prawnicze powiedzenie, że dobry sędzia zastosuje dobrze nawet złe prawo, a zły zepsuje najlepsze.
Te dwie osoby w najbliższym czasie zdecydują o wskazaniu sędziów do nowej Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN, która ma zweryfikować orzeczenia likwidowanej poprzedniczki oraz przywrócić sprawność i wiarygodność sędziowskich dyscyplinarek.
Czytaj więcej
Pierwsza prezes Sądu Najwyższego zwróciła się do prezesów poszczególnych izb o wskazanie kandydatów na sędziów, którzy będą w okresie przejściowych orzekać w sprawach dyscyplinarek sędziowskich.
Po pierwsze, prezydent Andrzej Duda ma z trzydziestu trzech wylosowanych sędziów SN wyznaczyć jedenastu do tej nowej izby, ale zanim to nastąpi (nie wcześniej niż pod koniec sierpnia), pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska wyznaczy na ten czas przejściowych sędziów do orzekania w sprawach sędziowskich dyscyplinarek: w pierwszej kolejności mają weryfikować orzeczone przez Izbę Dyscyplinarną zawieszenie sędziów w czynnościach lub uchylenia immunitetu. Zarówno prezydent, jak i pierwsza prezes SN są jednak w lepszej sytuacji, niż wynikałoby z narracji totalnych krytyków zmian w sądownictwie, że jest jakaś nieprzekraczalna przepaść między starymi, w ich ocenie dobrze wybranymi sędziami a nowymi – wybranymi wadliwie.
Tego sporu obecna nowela starannie nie dotyka, więc zapewne jeszcze potrwa, a przynajmniej będzie się tlił, ale kwestia dyscyplinarek sędziowskich to jednak wyraźnie inne pole.