Obserwując wściekłość polityków Platformy i życzliwych jej komentatorów na Lewicę, która spotkała się z premierem, by negocjować warunki poparcia dla ratyfikacji Europejskiego Funduszu Odbudowy, widać wyraźnie zarysowujący się konflikt na opozycji. Na dziś wygląda na to, że to Platforma popełniła błąd, samodzielnie pakując się w tarapaty. A oskarżanie Lewicy o to, że przyczynia się do demontażu demokracji przez PiS, jest absurdalne z kilku powodów.
Po pierwsze, zakłada, że opozycja zawsze i w każdej sprawie powinna być przeciw rządowi i PiS. Przyjęcie takiej reguły byłoby dla państwa druzgocące, bo oznaczałoby, że nawet w sprawach, w których rząd ma rację, trzeba być przeciw.
Po drugie – oskarżanie lewicy o zdradę. Z wypowiedzi polityków PO wynika, jakoby ich dotychczasowe działania uniemożliwiły PiS przejęcie TK czy SN, zablokowały upolitycznienie telewizji publicznej, prokuratury i kolejnych instytucji państwa czy wreszcie odwołanie rzecznika praw obywatelskich. Owszem, Platforma protestowała przeciw temu, ale nie była w stanie się temu przeciwstawić. Jej polityka w ostatnich latach sprowadzała się do dawania świadectwa – często słusznemu – sprzeciwowi wobec coraz bardziej autorytarnych zapędów PiS. To jednak nie oznacza, że Lewica, która również protestowała, negocjując w jednej sprawie, żyruje całą wcześniejszą politykę PiS.
Szantaż moralny ze strony PO jest nielogiczny. Ale jest też niezrozumiały dla dużej części wyborców. I tu punkt trzeci: może i byłby skuteczny, gdy PO była hegemonem opozycji. Ale dziś musi walczyć o trzecie miejsce. W ostatnim badaniu IBRiS Polska 2050 Szymona Hołowni (17 proc.) po raz kolejny przegoniła Koalicję Obywatelską (16 proc.). Lewica dostała 10 proc. W sytuacji, w której zarówno Hołownia, jak i Lewica chcą Fundusz Odbudowy pod pewnymi warunkami poprzeć, sprzeciw PO wcale tak logiczny nie jest. Zresztą za odrzuceniem w Sejmie ratyfikacji jest niecałe 3 proc. ankietowanych. Badania pokazują zaś, że nawet wyborcy nielubiący PiS są Platformą znużeni. Nawet jej własny elektorat nie uważa PO za autorytet w sprawach pandemii ani nie wierzy w to, że w obecnej sytuacji poradziłaby sobie lepiej.
Być może mamy powtórkę z zeszłego lata, gdy po przegranej Rafała Trzaskowskiego Platforma w większości odmówiła udziału w zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy. Dzięki temu zwróciła się do radykalnego elektoratu, który w czasie kampanii mógł być trochę zagubiony pojednawczym tonem Trzaskowskiego. Zresztą właśnie dzięki niemu – i dzięki pomysłowi zakończenia wojny Tuska z Kaczyńskim oraz nowej jakości, jaka się pojawiła w narracji Trzaskowskiego o Nowej Solidarności – kandydat opozycji osiągnął najlepszy wynik ze wszystkich wyborów, które odbyły się po przejęciu władzy przez PiS. Wracając do wcześniejszego modelu opozycyjności, PO szybko roztrwoniła swój kapitał.