Czy to znaczy, że zabraknie prądu? Czy dotknie nas ubóstwo zmuszające do uprawy warzyw w balkonowych doniczkach? Czy w pozbawionych paliwa, rdzewiejących autach ludzie zaczną hodować kury? Skądże! Nie spotkało nas przecież niszczące cały glob tsunami. Mamy do czynienia z zatrzymaniem gospodarki, nie ze zniszczeniem.
Dlatego nie powinniśmy tego kryzysu panicznie się lękać. Przyniesie on zapewne zmiany, które i tak nas czekały. Powinniśmy wejść w nie jak do zimnej rzeki. I jak najszybciej przejść na drugi brzeg.
Zastaniemy na nim rzeczywiście inny świat. Gospodarka nie będzie taka jak dotychczas. Ale spokojnie, będzie jej tyle samo! Miejsce poległych firm, branż, zawodów zajmą inne. Powstaną nowe miejsca pracy. A dzięki cyfryzacji, mobilności, jakiej nie było w czasach Wielkiego Kryzysu, cały ten proces będzie szybki.
W Polsce powinniśmy sobie wreszcie uświadomić, że niskie koszty pracy już nie będą naszym atutem. Bo one nie są już niskie. Droga praca musi zaś przynosić duże przychody. Potrzebujemy więc gospodarki innowacyjnej i naszpikowanej nowoczesnymi technologiami. Brakuje ich nam. Musimy je sami wypracować lub ściągnąć z zagranicy. W formie np. inwestycji zagranicznych dokonywanych na równorzędnych zasadach.
To możliwe. Pandemia otworzyła bowiem firmy na współpracę. Przykładem może być wymiana informacji między koncernami farmaceutycznymi szukającymi szczepionki na koronawirusa. Zrezygnowały one z bardzo restrykcyjnych zasad ochrony własności intelektualnej. To nowe zjawisko i pewnie już pozostanie. Potężne w normalnych czasach firmy okazały się zbyt słabe w obliczu globalnych zagrożeń. Muszą więc działać w ramach sojuszy opartych także na politycznych rozwiązaniach międzynarodowych. To lekcja swoistego „sprowadzania na ziemię". Zostanie na pewno zapamiętana.