Po tygodniach blokady na szczycie przywódców w ostatni piątek UE doszła w końcu do jednomyślności w sprawie sankcji wobec przedstawicieli białoruskiego reżimu odpowiedzialnych za fałszowanie wyborów i represje wobec protestujących. Na liście jest 40 nazwisk osób, którym zakazuje się wjazdu na teren UE i zamraża aktywa posiadane w Unii. Uzgodnienia trwały wiele tygodni, i żeby uzyskać jednomyślność, nie wystarczyły spotkania ambasadorów czy ministrów spraw zagranicznych. Na przeszkodzie stał Cypr, częściowo popierany przez Grecję. Co prawda w sprawie Białorusi zgadzał się z resztą Unii, ale chciał wykorzystać okazję i zmusić innych do zgody na sankcje wobec Turcji za odwierty na Morzu Śródziemnym, których celem jest zawłaszczenie złóż gazu. Ponieważ w sprawach zagranicznych obowiązuje jednomyślność, czasem dochodzi do tego typu szantaży.

Ostatecznie w Brukseli osiągnięto kompromis akceptowalny dla wszystkich. Uzgodniono sankcje w sprawie Białorusi w zamian za zaostrzenie tonu wobec Turcji. Cypr i Grecja są zadowolone, bo we wnioskach ze szczytu znalazła się groźba sankcji w sytuacji, gdy Turcja nie zaprzestanie jednostronnych działań naruszających suwerenność Cypru. Ale jednocześnie usatysfakcjonowani są ci, którzy – jak Niemcy – nawoływali do umiaru w dyskusji z Turcją. Bo dokument apeluje do Ankary o pokojowe rozwiązywanie sporów i obiecuje w zamian unowocześnienie łączącej obie strony unii celnej.

Przeciągający się problem z sankcjami białoruskimi ożywił zwolenników zniesienia jednomyślności w polityce zagranicznej. To ostatnia oprócz podatków dziedzina, gdzie opór jednego państwa może pokrzyżować szyki pozostałym 26 członkom Unii. Wszędzie indziej UE stopniowo przeszła do głosowania większością kwalifikowaną. Zdaniem zwolenników tego modelu zniesienie weta w polityce zagranicznej pozwoliłoby UE odgrywać bardziej znaczącą rolę w polityce zagranicznej. I uniknąć kompromitujących, ich zdaniem, sytuacji, gdy np. cała UE staje się zakładnikiem małego Cypru i jego lokalnych interesów.

Ostateczna zgoda w sprawie sankcji wydaje się jednak osłabiać ich argumenty. Okazało się, że UE swoją zwyczajową metodą, czyli dzięki trwającym tygodnie dyskusjom dyplomatów, a następnie trwającym wiele godzin negocjacjom przywódców na szczycie, jest w stanie osiągnąć trudny konsensus. Gdyby weta nie było, to sankcje białoruskie dawno temu zostałyby przegłosowane, ale Cypr, a pewnie też Grecja, czułyby się z tym bardzo źle. Miałyby przekonanie, słuszne, że ich interesy są ignorowane dlatego, że są małymi krajami. Następnym razem w podobnej sytuacji mogłaby się znaleźć Polska. Ale na pewno nigdy nie Francja czy Niemcy, bo te kraje mają wystarczająco dużo do zaoferowania innym, żeby przekonać ich do swojego stanowiska. W kwestiach gospodarczych głosowanie większościowe ma uzasadnienie, bo UE jest jednym rynkiem towarów, usług i kapitału i weto mogłoby funkcjonowanie tego rynku poważnie zaburzyć. Sprawy zagraniczne to jednak żywotne interesy państw członkowskich, a UE nie osiągnęła jeszcze, i może nigdy nie osiągnie, wspólnej geopolitycznej tożsamości. Zniesienie weta doprowadziłoby do frustracji mniejszych państw i wzrostu nastrojów eurosceptycznych. Co więcej, mogłoby dochodzić do takich sytuacji, jakie obserwowaliśmy w polityce migracyjnej.