Czekam, że Ewa Kopacz i Beata Szydło też dostarczą nam dzisiaj obrazków i słów, które zapamiętamy. Było kilka tygodni i niezliczone okazje do prezentowania programu, opowiadania o swoich wizjach na przyszłość. Jeśli czegoś dotąd nie powiedziano, to znaczy, że się nie ma tego do powiedzenia. Oczekiwanie od obu Pań, by debatowały tylko o planach na przyszłość, a tak w ogóle najlepiej, by zamieniły debatę w seminarium analizujące założenia budżetowe (oczywiście nie na 2016 rok, to byłoby banalne. Niech analizują budżet np. na 2021 rok), to trochę cios w sedno programu telewizyjnego, jakim jest debata. I jako telewidz (sporadyczny) oraz wyborca (notoryczny) protestuję.
Oczywiście, byłoby fantastycznie gdyby Ewa Kopacz i Beata Szydło mówiły też o konkretach. Zaprezentowały dziś nieznane dotąd punkty swojego programu, ujawniły jakieś zatajane wyliczenia, które pomogą nam zrozumieć o co chodzi z tymi podatkami czy przedstawiły pomysły na które nikt dotychczas nie wpadł, na sfinansowanie swoich rozlicznych obietnic.
Jednak nie o dopięcie przyszłego budżetu w czasie debaty chodzi. To było najważniejsze przed debatą i będzie po niej. Natomiast debaty nie są głównie po to, aby zadowolić ekonomistów. Oni mieli już dużo czasu i okazji, by program partyjnych liderek przenicować na wszystkie strony i zanalizować.
Debaty to wisienka na torcie kończącej się kampanii wyborczej. Są po to, aby obywatelom dać igrzyska w takiej czy innej postaci. Kiedy ma być gorąco w polityce jak nie tydzień przed wyborami? Dzisiaj takie igrzyska się nam należą. Zwłaszcza się należą po raczej nudnej i bezbarwnej kampanii. W kampanii bowiem też chodzi o to, żeby iskrzyło. A w debacie przed kamerami przede wszystkim chodzi o to, żeby ją wygrać. Aby poprawić swoje notowania, pomóc własnej partii pogrążyć jak najbardziej przeciwnika. To wyjątkowa okazja, przed telewizorami siedzą miliony wyborców.
Dlatego warto dzisiaj oczekiwać od obu Pań, że w czasie debaty okażą trochę więcej wigoru niż w kończącej się kampanii. Byłoby dla nas, telewidzów, ciekawie, gdyby choć jedna z liderek weszła do studia z jakimś pomysłem na te debatę. Będziemy wtedy śledzili, jaki efekt przyniesie ten pomysł. Dotychczasowe starcia przed kamerami pokazują, że nieraz nie trzeba dużo, by wygrać. Przygotowane numery wypalają, albo przeciwnie, szkodzą. Ale nam, telewidzom, się to świetnie ogląda. I to właśnie zapamiętujemy. Dlatego lubimy debaty. Zapamiętujemy fajerwerki. A jeśli coś nie wypali, to cóż, przynajmniej, na pocieszenie, przechodzi się do historii polskich debat politycznych.