- Ukraina – to, rzecz jasna, Rosja – oznajmił Dmitrij Miedwiediew, niegdyś prezydent i szef rządu, a od czterech lat zastępca sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Miedwiediew wystąpił z wykładem w ramach ogólnorosyjskiego „Maratonu Wiedzy”, do udziału w którym zaproszono tysiące młodych i zdolnych Rosjan, którzy w przyszłości mają objąć stery rządzenia krajem.
W Rosji odrodziło się myślenie imperialne. „Granice Rosji poza granicami geograficznymi”
Do czego władze na Kremlu przygotowują przyszłych rosyjskich urzędników, polityków, wojskowych? Miedwiediew tłumaczył, że Rosja „jest wielkim państwem” i jej granice leżą „daleko poza granicami geograficznymi”. Opowiadał o „pasie bezpieczeństwa”, do którego zaliczył sąsiadujące z Rosją kraje. Nie miał raczej na myśli Chin, tylko „terytoria” niegdyś należące do imperium rosyjskiego czy ZSRR i związane z Rosją „wielowiekową tradycją współpracy”.
Czytaj więcej
Większość ankietowanych przez Ipsos obawia się, że w najbliższych latach Rosja może zaatakować P...
Ukrainę, jak w czasach carskich, Miedwiediew nazywał „Małorosją” i nie ukrywał, że dla niego to państwo już nie istnieje. - Terytoria po obu brzegach Dniepru stanowią integralną część strategicznych historycznych granic Rosji – przemawiał, stojąc przed mapą rozczłonkowanego państwa ukraińskiego. Do czerwonej (rosyjskiej) strefy zaliczył wschodnią i centralną część kraju łącznie z Odessą, Charkowem i Zaporożem. Ukraińcom pozostawił jedynie obwód kijowski, a całą zachodnią część „podzielił” pomiędzy Polskę, Rumunię i Węgry.