Artur Bartkiewicz: Symetryści i propagandziści, czyli uroki życia w bańce

Dziennikarz, który patrzy krytycznie na wszystkie strony politycznego sporu, analizuje debatę publiczną i stara się zrozumieć zachodzące procesy polityczne i społeczne nie jest godnym pogardy symetrystą, tylko po prostu dziennikarzem. Dziennikarzem przestaje być ten, kto tego nie robi.

Publikacja: 22.04.2023 12:54

Mikrofony w Sejmie

Mikrofony w Sejmie

Foto: PAP, Andrzej Lange

W dobie mediów społecznościowych debata publiczna niepostrzeżenie zmieniła się w spór zero-jedynkowy. Heglowska zasada mówiąca, że ze zderzenia tezy i antytezy powstaje nowa jakość (synteza) została całkowicie porzucona na rzecz debaty, w której tezę zestawia się z tezą, a antytezę z antytezą – co oczywiście sprawia, że jedna i druga bezrefleksyjnie się umacniają. Sprzyja to opisanemu już wielokrotnie zjawisku baniek informacyjnych – mając do wyboru w internetowej przestrzeni publicznej ogromną liczbę źródeł informacji, opinii, ocen, wybiera się tylko te, które są zgodne z już posiadanymi poglądami i wizjami rzeczywistości.

A gdy tak się postępuje, algorytmy wyszukiwarek i serwisów społecznościowych zaczynają nam suflować jeszcze więcej tego, co lubimy najbardziej. Czyli sympatyk opozycji zaczyna żyć w przestrzeni informacyjnej, w której wszyscy kochają opozycję (całą bądź jedną z wchodzących w jej skład partii) i nienawidzą PiS. I na odwrót: sympatyk PiS żyje w świecie, w którym Kaczyński jest Alfą i Omegą, a Donald Tusk – zdrajcą i niemieckim lub rosyjskim (w zależności od mądrości etapu) agentem.

Ja i moja bańka: Czyli wszyscy myślą tak samo

Taka sytuacja jest dla każdego komfortowa. Przyjemnie jest nie mieć wątpliwości, pozbyć się niepokojącego dysonansu poznawczego, nie narażać się na konieczność refleksji i analizy, a nawet – o zgrozo! – korekty pewnych poglądów. Nie, nie – my zrozumieliśmy już cały świat, o czym świadczy to, że wszyscy wokół myślą i mówią to samo, co my. Mylą się ci drudzy – zresztą można wątpić, czy oni w ogóle istnieją, skoro nigdzie nie spotykamy się z ich poglądami i ich argumentami. Pewnie to bezmyślne, niepiśmienne masy – myślą sympatycy opozycji. Pewnie piszą w obcych językach – myślą sympatycy PiS. I tak równolegle toczą się dwie publiczne debaty, nieprzenikające się i niezależne, które konserwują rzeczywistość taką, jaka ona jest.

Czytaj więcej

Bajka o jastrzębiach

Biada jednak temu, kto spróbuje wychylić głowę z okopu i rozejrzeć się wokół, zastanawiając się, dlaczego w zasadzie pole bitwy wygląda tak, jak wygląda. Dlaczego ktokolwiek głosuje na tych drugich, skoro to ciemniacy i barbarzyńcy albo niekochający Polski zdrajcy (w zależności od tego, z jakiego okopu człowiek wychyli głowę). Dlaczego biada? Bo choć być może zrozumie wtedy więcej z otaczającej rzeczywistości, to albo inni siedzący w okopie zaczną go z powrotem wciągać, albo – gdy będzie się upierał – wypchną i pozostawią na ziemi niczyjej jako zdrajcę i renegata, który niechybnie od początku był szpiegiem wroga, mającym zasiewać demona wątpliwości w sercach wyznawców jedynie słusznej strony.

Dziennikarz nie siedzi w okopie

Rolą dziennikarza nie jest jednak siedzenie w jednym czy drugim okopie, lecz objęcie wzrokiem całego pola bitwy, najlepiej z pewnego dystansu – i próba wyjaśnienia, jak wygląda rozkład sił, w którą stronę zmierza bieg wydarzeń i dlaczego rzeczywistość wygląda tak, a nie inaczej. I nie może mu chodzić o głaskanie tego czy innego czytelnika, tylko o wyjaśnienie procesów zachodzących w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Robi to zresztą w interesie wszystkich stron życia społecznego – patrząc na ręce jednym i drugim, wyłapuje ich grzechy, grzeszki, błędy i słabości. Dzięki czemu jest szansa, że owe grzechy, grzeszki, błędy i słabości zauważą sami zainteresowani i coś w swoim działaniu zmienią. Bo – jeśli nie uznamy, że żyjemy już w najlepszym z możliwych światów – zawsze istnieje pole do zmiany na lepsze. A jeśli nikt niczego nie zmienia – trudno oczekiwać, by zmieniła się otaczająca nas rzeczywistość.

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: PiS nie będzie trwało wiecznie

Ten, kto potrafi wytknąć błędy zarówno rządzącym, jak i opozycji, nie jest „symetrystą” albo agentem jednej czy drugiej strony, lecz po prostu dziennikarzem. Ten, kto tego nie robi, zaczyna pełnić rolę propagandzisty. Bije w bęben w jednym z obozów, wyznaczając tempo kolejnego natarcia na wroga. A po starciu opatruje rany swoim i ciska gromy na tych z przeciwnego okopu – nawet jeśli plan natarcia ataku był dziurawy jak ser szwajcarski, a wykonanie było nawet gorsze.

A najgorzej dla wszystkich jest, gdy bańki za rzeczywistość społeczną wezmą główni zainteresowani, czyli politycy. Wtedy, zamiast stawiać trafne diagnozy i proponować rozwiązania, zaczynają zachwycać się swoją słusznością i jeszcze bardziej umacniać dotychczasowy przekaz – skoro bańka (czy jest świat poza bańką?) tego oczekuje. Z każdej strony dostajemy więc coraz więcej tego samego.

Spokój w tym wygodnym i bezpiecznym świecie mącony jest tylko raz – w dniu wyborów. „Jak do tego doszło, nie wiem” – cytując hit Akcentu. Ale za cztery lata na pewno wszystko będzie inaczej. Widocznie tego samego nadal było zbyt mało.

W dobie mediów społecznościowych debata publiczna niepostrzeżenie zmieniła się w spór zero-jedynkowy. Heglowska zasada mówiąca, że ze zderzenia tezy i antytezy powstaje nowa jakość (synteza) została całkowicie porzucona na rzecz debaty, w której tezę zestawia się z tezą, a antytezę z antytezą – co oczywiście sprawia, że jedna i druga bezrefleksyjnie się umacniają. Sprzyja to opisanemu już wielokrotnie zjawisku baniek informacyjnych – mając do wyboru w internetowej przestrzeni publicznej ogromną liczbę źródeł informacji, opinii, ocen, wybiera się tylko te, które są zgodne z już posiadanymi poglądami i wizjami rzeczywistości.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Marek Kozubal: Powódź to jednak nie jest wojna
Publicystyka
Kazimierz Wóycicki: Pisowskie zwyczaje nowej ministry kultury przy zwalnianiu Roberta Kostry z MHP
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Dlaczego Izrael nie powinien atakować Hezbollahu wybuchającymi pagerami
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Atak pagerami na Hezbollah. Jak premier Izraela pomaga Trumpowi
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Obustronne rozczarowanie Polaków i Ukraińców