W dobie mediów społecznościowych debata publiczna niepostrzeżenie zmieniła się w spór zero-jedynkowy. Heglowska zasada mówiąca, że ze zderzenia tezy i antytezy powstaje nowa jakość (synteza) została całkowicie porzucona na rzecz debaty, w której tezę zestawia się z tezą, a antytezę z antytezą – co oczywiście sprawia, że jedna i druga bezrefleksyjnie się umacniają. Sprzyja to opisanemu już wielokrotnie zjawisku baniek informacyjnych – mając do wyboru w internetowej przestrzeni publicznej ogromną liczbę źródeł informacji, opinii, ocen, wybiera się tylko te, które są zgodne z już posiadanymi poglądami i wizjami rzeczywistości.
A gdy tak się postępuje, algorytmy wyszukiwarek i serwisów społecznościowych zaczynają nam suflować jeszcze więcej tego, co lubimy najbardziej. Czyli sympatyk opozycji zaczyna żyć w przestrzeni informacyjnej, w której wszyscy kochają opozycję (całą bądź jedną z wchodzących w jej skład partii) i nienawidzą PiS. I na odwrót: sympatyk PiS żyje w świecie, w którym Kaczyński jest Alfą i Omegą, a Donald Tusk – zdrajcą i niemieckim lub rosyjskim (w zależności od mądrości etapu) agentem.
Ja i moja bańka: Czyli wszyscy myślą tak samo
Taka sytuacja jest dla każdego komfortowa. Przyjemnie jest nie mieć wątpliwości, pozbyć się niepokojącego dysonansu poznawczego, nie narażać się na konieczność refleksji i analizy, a nawet – o zgrozo! – korekty pewnych poglądów. Nie, nie – my zrozumieliśmy już cały świat, o czym świadczy to, że wszyscy wokół myślą i mówią to samo, co my. Mylą się ci drudzy – zresztą można wątpić, czy oni w ogóle istnieją, skoro nigdzie nie spotykamy się z ich poglądami i ich argumentami. Pewnie to bezmyślne, niepiśmienne masy – myślą sympatycy opozycji. Pewnie piszą w obcych językach – myślą sympatycy PiS. I tak równolegle toczą się dwie publiczne debaty, nieprzenikające się i niezależne, które konserwują rzeczywistość taką, jaka ona jest.
Czytaj więcej
Czy Grzegorz Kołodko uległ mitom powielanym dawniej przez sowiecką propagandę? – pyta publicysta.
Biada jednak temu, kto spróbuje wychylić głowę z okopu i rozejrzeć się wokół, zastanawiając się, dlaczego w zasadzie pole bitwy wygląda tak, jak wygląda. Dlaczego ktokolwiek głosuje na tych drugich, skoro to ciemniacy i barbarzyńcy albo niekochający Polski zdrajcy (w zależności od tego, z jakiego okopu człowiek wychyli głowę). Dlaczego biada? Bo choć być może zrozumie wtedy więcej z otaczającej rzeczywistości, to albo inni siedzący w okopie zaczną go z powrotem wciągać, albo – gdy będzie się upierał – wypchną i pozostawią na ziemi niczyjej jako zdrajcę i renegata, który niechybnie od początku był szpiegiem wroga, mającym zasiewać demona wątpliwości w sercach wyznawców jedynie słusznej strony.