Ile głosów, tyle mandatów? Nic bardziej mylnego. Doskonale pokazują to wyniki wyborów parlamentarnych 2019 r., gdzie wygrało PiS, choć dostało aż 906 tys. 889 głosów mniej niż razem opozycyjne KO, PSL i SLD. Platforma startowała wtedy w koalicji z Inicjatywą Polską Barbary Nowackiej i Zielonymi, wcześniej wchłaniając Nowoczesną, ale nie wystarczyło jej elektoratu, by pokonać partię Jarosława Kaczyńskiego – miała blisko 3 mln głosów mniej.
Co ważne, PiS nie stworzył ani koalicji, ani nowej nazwy – postawił na własny, sprawdzony szyld, mimo iż wchłonął gowinowców i ziobrystów. Uzbierał aż 8 051 935 głosów, co dało mu 43,59 proc. i 235 mandatów. Na Koalicję Obywatelską oddano 5 060 355 głosów, to jest 27,40 proc., na SLD (w tym Razem i Wiosna Roberta Biedronia) 2 319 946 głosów (12,56 proc.), a PSL – 1 578 523 (8,55 proc.). Na Konfederację zagłosowało 1 256 953 wyborców (6,81 proc.), a na komitet Bezpartyjni i Samorządowcy – 144 773 (0,78 proc. – poniżej progu wyborczego).
Czytaj więcej
Największy wzrost poparcia odnotowała Konfederacja, największy spadek - Polska 2050 Szymona Hołowni - wynika z sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM.
Znana marka
PiS wygrało „matematycznie”, w wartościach bezwzględnych, w zdecydowanej większości województw, okręgów wyborczych i powiatów. Jednak gdyby zsumować wyniki osiągnięte przez komitety opozycji „anty-PiS”, de facto PiS zyskało przewagę nad opozycją tylko w pięciu województwach w kraju, na ścianie wschodniej.
Czy gdyby opozycyjne ugrupowania utworzyły wtedy jeden blok, to rządziłby Polską? – Tak prostego przełożenia nie ma – podkreśla dr hab. Bartłomiej Biskup, politolog z UW, ekspert od kampanii wyborczych. Dlaczego?