Reklama
Rozwiń

Izabela Kacprzak: Wybory wygrywa matematyka

Cztery lata temu opozycja przegrała z PiS, mimo iż zebrała więcej głosów.

Publikacja: 29.03.2023 03:00

Kampania wyborcza z 2019 r., konferencja ówczesnej kandydatki KO na premiera Małgorzaty Kidawy-Błońs

Kampania wyborcza z 2019 r., konferencja ówczesnej kandydatki KO na premiera Małgorzaty Kidawy-Błońskiej

Foto: Jan Bielecki/East News

Ile głosów, tyle mandatów? Nic bardziej mylnego. Doskonale pokazują to wyniki wyborów parlamentarnych 2019 r., gdzie wygrało PiS, choć dostało aż 906 tys. 889 głosów mniej niż razem opozycyjne KO, PSL i SLD. Platforma startowała wtedy w koalicji z Inicjatywą Polską Barbary Nowackiej i Zielonymi, wcześniej wchłaniając Nowoczesną, ale nie wystarczyło jej elektoratu, by pokonać partię Jarosława Kaczyńskiego – miała blisko 3 mln głosów mniej.

Co ważne, PiS nie stworzył ani koalicji, ani nowej nazwy – postawił na własny, sprawdzony szyld, mimo iż wchłonął gowinowców i ziobrystów. Uzbierał aż 8 051 935 głosów, co dało mu 43,59 proc. i 235 mandatów. Na Koalicję Obywatelską oddano 5 060 355 głosów, to jest 27,40 proc., na SLD (w tym Razem i Wiosna Roberta Biedronia) 2 319 946 głosów (12,56 proc.), a PSL – 1 578 523 (8,55 proc.). Na Konfederację zagłosowało 1 256 953 wyborców (6,81 proc.), a na komitet Bezpartyjni i Samorządowcy – 144 773 (0,78 proc. – poniżej progu wyborczego).

Czytaj więcej

Najnowszy sondaż: Konfederacja wyprzedziła Polskę 2050 i Lewicę

Znana marka

PiS wygrało „matematycznie”, w wartościach bezwzględnych, w zdecydowanej większości województw, okręgów wyborczych i powiatów. Jednak gdyby zsumować wyniki osiągnięte przez komitety opozycji „anty-PiS”, de facto PiS zyskało przewagę nad opozycją tylko w pięciu województwach w kraju, na ścianie wschodniej.

Czy gdyby opozycyjne ugrupowania utworzyły wtedy jeden blok, to rządziłby Polską? – Tak prostego przełożenia nie ma – podkreśla dr hab. Bartłomiej Biskup, politolog z UW, ekspert od kampanii wyborczych. Dlaczego?

– Zapewne część wyborców nie poszłaby na wybory, bo nie utożsamia się z ugrupowaniem koalicyjnym jako całością. Pamiętajmy, że jak się połączy partie w koalicje wyborcze, to one muszą być przede wszystkim rozpoznawalną, znaną marką – nie wystarczy ją ogłosić przed wyborami. Tak jak PiS poszedł do ostatnich wyborów jako PiS, nie tworząc nowej nazwy ani logo. Bo najmocniejszy podmiot ma najlepszą markę – dodaje politolog.

Czytaj więcej

Czarnek: Tusk napiera na jedną listę, bo chce wchłonąć opozycję

Promocja jedności

Ważne w sukcesie są też tzw. lokomotywy – rozpoznawalne nazwiska polityków. Np. premier Mateusz Morawiecki, „spadochroniarz” startujący z Katowic zdobył aż 133 tys. 687 głosów ze 184 tys., które PiS otrzymał w stolicy Śląska. Jarosław Kaczyński, „jedynka” w Warszawie, zgarnął ponad 248 tys. głosów na blisko 380 tys. oddanych (wygenerował 6 mandatów), Małgorzata Kidawa-Błońska (ponad 416 tys. głosów na 581 tys. oddanych w tym okręgu) i aż 9 mandatów.

Zgadza się z tym Krzysztof Brejza, polityk PO, który w 2019 r. był szefem kampanii KO. – Ludzie promują jedność i gdybym miał podać jedną najważniejszą cechę wygranej, to byłaby właśnie jedność – mówi Brejza. Jego zdaniem wyborcy chcą jednego, silnego gracza, co pokazały wybory w 2015 i 2019 r. – Ordynacją wyborczą rządzi matematyka. A większą siłę przełożenia głosów na mandaty ma duża partia, głosy partii 5–6 proc. w mniejszym stopniu materializują się w formie mandatu. Do tego dochodzi duże ryzyko z progiem wyborczym – wylicza Krzysztof Brejza.

Czytaj więcej

Sawicki: Trzy listy opozycji dadzą jej najlepszy wynik w wyborach

Nie ma też prostego przełożenia liczby głosów na mandat, bo sprawę komplikują okręgi (jest ich 41, a liczbę mandatów określa liczba zarejestrowanych w nim mieszkańców). Pokazują to także wyniki chociażby Konfederacji i PSL. Ludowcy dostali 1,5 mln głosów i zgarnęli 30 mandatów, a Konfederacja dostała zaledwie 11 mandatów przy niewiele mniejszym udziale głosów (ponad 1,2 mln).

Opozycja musi zdecydować, jak będzie szła do wyborów – razem czy osobno – najpóźniej przed wakacjami, a najlepiej na przełomie maja i czerwca, by kampania na dobre ruszyła w drugiej połowie sierpnia. Zdaniem dra Biskupa ostatnie dwa wyniki wyborów pokazały, że opozycja nie wygra, opierając się na haśle „antyPiS”. – Musiałoby nastąpić jakieś silne zjawisko w Polsce, by można było wykorzystać atmosferę przewrotu. Kluczem jest program, solidny i konkretny, na razie mamy jaskółki jak „babcine” Tuska – wylicza politolog. Jego zdaniem najbardziej może namieszać PiS – Konfederacja. Choć oba ugrupowania ostro się traktują, opozycja już straszy elektorat koalicją PiS z Konfederacją.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Ucieczka Romanowskiego to początek problemów PiS
Publicystyka
Jerzy Haszczyński: Magdeburg. Nowy rozdział historii terroru
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Andrzej Duda pasuje do MKOl
Publicystyka
Kryzys polityczny wokół ministra Wieczorka zatacza coraz szersze kręgi
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Publicystyka
Jan Zielonka: Co przyniesie następny rok?
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku