Aktualizacja: 21.02.2025 11:18 Publikacja: 20.01.2023 03:00
Władimir Putin (na zdjęciu) nie jest w tej chwili w sytuacji drapieżnika zagnanego w ciasny kąt, który może w związku z tym zrobić coś nieobliczalnego; on już to zrobił
Foto: EPA/SERGEY GUNEEVSPUTNIK/KREMLIN / POOL
Ustabilizowanie się od listopada linii frontu we wschodniej Ukrainie nie jest zasługą warunków pogodowych ani atomowego straszaka Rosji. Stało się tak za sprawą skrócenia linii frontu, jej utwardzenia po stronie rosyjskiej (większej liczby żołnierzy i lepszego dowodzenia), ale też pewnego wyczerpania po stronie ukraińskiej. Jest ono potęgowane dewastacją ukraińskiej infrastruktury krytycznej. To prawda, Putin nie osiągnął głównych celów agresji deklarowanych 24 lutego i powtórzonych przez jego osobistego Ribbentropa (min. Ławrowa) 27 grudnia („denazyfikacja i demilitaryzacja” Ukrainy). Jednak pomimo ukraińskiej kontrofensywy Rosja utrzymuje wartościowe dla obu stron terytoria, i to takie, których zabór był celem agresji. Nie aż tyle, ile chciała, ale cennych dla niej, bo chodzi o szeroki pas lądowy łączący Donbas z Krymem.
Premier Donald Tusk nie mówi, że jesteśmy „silni, zwarci i gotowi”. I dobrze, że nie zagrzewa do wojny. Ale wobec tego jacy jesteśmy? Na co jest dziś gotowa Polska, położona na wschodniej flance NATO i bezpośrednio zagrożona przez Rosję? Za odmową premiera udziału polskich żołnierzy w misji do Ukrainy nie poszła odpowiedź na to fundamentalne pytanie.
Polska nie wyśle wojsk do Ukrainy – stanowisko premiera Donalda Tuska nie jest zaskoczeniem. Graniczenie z Rosją, brak broni jądrowej oraz realia polityczne sprawiają, że taka decyzja jest uzasadniona. Czy jednak w Polsce możliwa jest merytoryczna debata na ten temat w czasie kampanii wyborczej?
Po szczycie przedstawicieli unijnych państw w Paryżu Donald Tusk zapowiedział, że nie wyśle polskich żołnierzy do Ukrainy. Żaden inny polityk nie postąpiłby teraz inaczej. Karol Nawrocki wraz z PiS i Konfederacją nie spodziewali się, że premier zajmie właśnie takie stanowisko.
Zamiast wysyłać siły lądowe do Ukrainy i narażać się na wiele problemów, niemal w każdej chwili możemy rozpocząć misję patrolowania ukraińskiej przestrzeni powietrznej z terytorium Polski. Muszą być jednak spełnione pewne warunki.
Przyjmujemy funkcję usługodawców, którzy ułatwią transport, dostarczą paliwo i części zamienne dla Francuzów, Brytyjczyków, Skandynawów i tych, którzy do nich dołączą, by bronić suwerenności Ukrainy i honoru Europy. Czyżby takie były nasze ambicje?
24 lutego 2022 roku Rosja rozpoczęła pełnowymiarową inwazję na Ukrainę. Mark Rutte mówi, że od 2022 roku wydatki na obronność europejskich krajów NATO i Kanady wzrosły o 700 mld euro, ale - jak zaznaczył - to nie wystarczy.
Joe Biden: „Bądźcie silni. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby dać wam wszystko, czego potrzebujecie do obrony i powstrzymania Putina. Jestem pełen nadziei. Przekazaliśmy nowej administracji wszelkie informacje i niezbędne zasoby. Modlę się do Boga, aby zrobili co trzeba”.
Jesteśmy z Ameryką od zawsze jednym światem. Trzeba więc bronić się razem. Przed śmiertelnym zagrożeniem. Przed Putinem.
Sojusz USA i Rosji przeciw Ukrainie – raczej nie znajdziemy w historii podobnego układu, chyba że sięgniemy do sojuszu Stalina i Hitlera przeciwko Polsce.
Karol Nawrocki – wspierany przez PiS kandydat na prezydenta – stwierdził, że choć za wybuch wojny na Ukrainie odpowiada przede wszystkim Federacja Rosyjska, to „nie można zrzucać odpowiedzialności z Unii Europejskiej”. Szef IPN powiedział też, że „jest w stanie usiąść z Putinem do stołu” oraz podać rosyjskiemu przywódcy rękę, jeśli „wymagałby tego interes Polski”.
Geografia – zarówno ta „realna”, jak i filozoficzna – nigdy nie stała po naszej stronie, tylko zawsze musieliśmy się z nią ścierać. Wynik niestety bywał różny. Może tym razem nie warto czekać, by znów nas zaskoczyła, i poszukać sojuszników tam, gdzie wcześniej sobie tego nie wyobrażaliśmy?
Ambicje imperialne Moskwy, Pekinu i Waszyngtonu zazębiają się w wielu miejscach świata. To musi pchać do konfliktu, który nie zawsze da się rozwiązać pokojowo.
Podczas odwrotu do Mariupola widziałem, że miasto wyglądało jak Londyn podczas blitzu – wszędzie dym, ogień, samoloty. To były sceny, jakich normalnie nigdy się nie zobaczy. Przynajmniej od 1945 roku - mówi Shaun Pinner, brytyjski weteran wojny w Ukrainie, autor książki „Przetrwać Mariupol”.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas