W środku mrocznej zimy 1917 roku pewien generał miał zobaczyć mszę polową odprawioną w okopach. „Świetny manewr moralny!” – pochwalił podwładnych. Dzisiejsza Anglia, wydaje się, również potrzebuje nieco moralnego manewrowania, które sprawiłoby, że naród uwierzy, że inna polityka jest możliwa, a rząd uwierzy sam w siebie.
I tak, w dniu diwali, święta świateł, jeden z najważniejszych kartek w hinduistycznym kalendarzu liturgicznym Brytyjczyk indyjskiego pochodzenia został premierem. Diwali, pamiętajmy, symbolizuje wiarę w triumf światłości nad mrokiem, mądrości nad ignorancją, dobra nad złem. Przedstawiciel historycznie zmarginalizowanej mniejszości sięga po najwyższy urząd, a zatem jedność wygrywa z podziałami, tolerancja z bigoterią, postęp ze wstecznictwem. Anglia może sobie pogratulować, tak jak winszowała sobie sama Ameryka za to, że miała odwagę wybrać na prezydenta Baracka Obamę. Zresztą, przewodniczący „rady parafialnej” świątyni w Southampton, którą założył dziadek nowego premiera, nazwał Rishiego Sunaka „naszym Obamą”.