Największym problemem była ilość i cena gazu, który polska firma miała kupić. Norwegowie chcieli, aby PGNiG importowało minimum 8 mld m3, co było warunkiem opłacalności całego przedsięwzięcia. Dla Polski, razem z dostawami rosyjskimi i krajowymi, było to zdecydowanie za dużo, tym bardziej że cena gazu miała być wyższa o 30 proc. od paliwa rosyjskiego, a za niewykorzystany gaz i tak trzeba byłoby zapłacić, w myśl zasady „take or pay”. Stanęło na zakupach wynoszących 5 mld m3., a Norwegowie zobowiązali się, że znajdą odbiorców na pozostałe 3 mld. Ich firmy wiązały nadzieje ze Szwedami, ale okazało się, że Skandynawowie wolą tańszy gaz rosyjski, i po dwóch latach poszukiwań Norwegowie poinformowali, że nie są w stanie wywiązać się z podjętego zobowiązania i proponują jego wygaszenie. Projekt upadł z powodu jego niewykonalności.
Potwierdza to komunikat PGNiG z 2 grudnia 2003 r., w którym po rozmowach z norweskim Statoil napisano: „Wobec braku możliwości realizacji sprzedaży gazu na rynki skandynawskie, które miały wynosić ok. 3 mld m3 rocznie, oraz braku możliwości ulokowania na rynku polskim dodatkowej ilości ok. 5 mld m3 gazu ziemnego rocznie nie zostały spełnione podstawowe założenia ekonomiczne przedsięwzięcia. Dlatego też strony uznały, że brak jest przesłanek do realizacji umowy z 3 września 2001 r.”.
Czytaj więcej
Zastanawiałem się, dlaczego Rosjanie w 2002 roku nam ustąpili. Zgodzili się na mocne zredukowanie naszego zamówienia na gaz w kontrakcie jamalskim, tracąc ponad 5 mld dol. Myślę, że potrzebowali uporządkować sprawy z Polską, bo przygotowywali się do finansowania rur przez Bałtyk. Rozmowa z Markiem Polem, byłym wicepremierem, ministrem infrastruktury w rządzie Leszka Millera
To, że pomysł jest niewykonalny, od początku było jasne dla władz polskiej spółki. Zarząd PGNiG sprzeciwiał się kontraktowi, uznając, że w sytuacji nadmiaru zakontraktowanego gazu rosyjskiego zatwierdzenie kontraktu norweskiego przez walne zgromadzenie wspólników i radę nadzorczą może nastąpić dopiero po weryfikacji wielkości dostaw z Rosji. Rada nadzorcza PGNiG poszła jeszcze dalej i na posiedzeniu 17 września 2001 r. odrzuciła projekt uchwały aprobującej podpisanie umowy norweskiej i rekomendowanie jej walnemu zgromadzeniu. To wywołało retorsję ze strony rządu Buzka w postaci zmiany jej personalnego składu i w konsekwencji rada przyjęła kontrakt większością jednego głosu. Rada zwracała też uwagę, że zakupy gazu norweskiego przy nadwyżkach gazu z Rosji oznaczałyby ograniczenie własnego wydobycia. Poważnie rozpatrywano taki wariant, co byłoby wyrokiem śmierci na polskie firmy gazownicze.
Na absurdalność całego przedsięwzięcia zwracali uwagę liczni obserwatorzy i eksperci. Waldemar Kuczyński, były minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i główny doradca ekonomiczny Jerzego Buzka, pisał w „Polityce”, że „wariant norweski jest najgorszy z możliwych, a przede wszystkim nierealny. Najbardziej wątpiącymi w jego wykonalność byli sami Norwegowie”. Kuczyński 22 marca 2014 r. ujął to jeszcze dosadniej, pisząc: „Pomysł rurociągu z Norwegii powstał wyłącznie pod wpływem politycznej fobii antyrosyjskiej w kręgu ważniejszych niż ja doradców premiera, którym on uległ”. I dodam, że bez jakichkolwiek ekonomicznych analiz celowości na tle innych sposobów dywersyfikacji.