Turcja ma duży problem. Wydarzenia w Ukrainie zmuszają ją do zajęcia jasnego stanowiska. Wybór powinien być oczywisty i jednoznaczny, bo Turcja jest członkiem NATO od 1952 r., czyli prawie 50 lat dłużej niż Polska. Jej armia stanowi drugą po USA siłę całego sojuszu. Jest również zaawansowana technicznie, posiada nowoczesny sprzęt i potężną flotę. Udowodniła zresztą, że tego sprzętu nie zawaha się użyć, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. W 2015 r. Turcy zestrzelili rosyjski bombowiec Su-24M nieopodal granicy z Syrią. Rosjanie zdawali sobie sprawę z możliwych konsekwencji, ale zdecydowali się na przeprowadzenie prowokacji, jak to mają w zwyczaju. Przekonali się wówczas, że z Turcją nie ma żartów, i Ankara zyskała szacunek Moskwy, bo co może zaimponować brutalnemu reżimowi, jeśli nie argument siły. Od tego momentu nastał najlepszy okres relacji rosyjsko-tureckich.