Zanim w MEN podjęto decyzję o obniżeniu wieku obowiązku szkolnego z siódmego do szóstego roku życia dziecka, obowiązywała zasada prawna, w świetle której każdy sześciolatek mógł o rok wcześniej rozpocząć swoją edukację, jeśli tylko spełniał wszystkie normy dojrzałości szkolnej.
Zainteresowani tym rodzice, często powiadamiani przez nauczycieli przedszkolnych, że ich pociecha zdecydowane wykracza w rozwoju poza wiekową normę, zastanawiali się nad tym, czy rzeczywiście skrócić swojemu dziecku dzieciństwo i skierować je do szkoły, czy może jeszcze pozwolić mu na funkcjonowanie w grupie równolatków. Najczęściej wybierali ten pierwszy wariant, wychodząc z założenia, że szkoda czasu na spędzanie go w środowisku, w którym zdecydowana większość dzieci jednak wymaga jeszcze pedagogicznego wsparcia.
Jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy miał miejsce powszechny pobór mężczyzn do służby wojskowej, rodzice synów uważali, że z korzyścią dla nich będzie, jak wcześniej pójdą do szkoły, bo będą mieli w zapasie rok na przygotowanie się do egzaminów na studia, gdyby powinęła im się noga w toku pierwszego naboru. Poboru do wojska już nie ma, więc i całkowicie zostało wyparte zainteresowanie wcześniejszym skierowaniem chłopców do szkoły podstawowej.
Arogancja władzy
MEN poddało środowisko rodziców manipulacji politycznej z wykorzystaniem instrumentów prawa, opakowując całość w ideologię troski o najmłodszych. Oni nie mają żadnego wyboru. Zostali zmuszeni odroczeniem jedynie do obowiązkowego poddania się decyzji władz oświatowych do 2012 r. Do tego czasu mają ONI, a nie ich dzieci, przekonać się, że warto posłać dzieci do szkoły podstawowej.
Warto – czyli że kryją się za tym jakieś i czyjeś korzyści. Dlaczego jednak do tej pory takich korzyści nikt nie formułował, nie odsłaniał? Czyżby politycy poprzednich władz resortu edukacji lekceważyli je, czy może nie byli do nich w pełni przekonani? O co tu tak naprawdę chodzi? Czyje interesy mają być zabezpieczone obniżeniem wieku szkolnego? Czy rzeczywiście chodzi tu o dzieci? Przecież sześciolatki mogły uczęszczać do szkół bez tej pseudoreformy.