Śmiech to zdrowie, zwłaszcza, gdy jakąś anegdotkę powie sam mistrz Bronisław Komorowski. Gdy deklaracje prezydenta o "głosowaniu na środowisko, z którego się wywodzi" zostały złożone, zaś lider opozycyjnej partii ogłosił, że po wyborach jako premier chce współpracować z prezydentem, nastał czas na prezydenckie bon moty.
Prezydent nie jest od tego, żeby komukolwiek udzielać pochwał, szczególnie w okresie kampanii wyborczej. Nie ma też powodu, żeby za tego typu deklaracje kogoś ganić. (...) Cieszę się, że moje hasło wyborcze "zgoda buduje" zyskuje poparcie nawet w takich środowiskach, po których bym się tego nie spodziewał. Nie widzę potrzeby składania szczególnych deklaracji. Konstytucja wyraźnie reguluje relacje pomiędzy prezydentem i wszystkimi podmiotami życia publicznego. I niech tak zostanie. Od zawsze kieruję się wolą współpracy, nie muszę więc niczego zmieniać w mojej praktyce politycznej.
Prezydent Komorowski o możliwości desygnowania na premiera lidera zwycięskiej partii mówi:
Nie muszę, ale mogę. Nie chcę, ale muszę - to Lech Wałęsa (śmiech). Tutaj decyduje za mnie konstytucja, która mówi, że do mnie należy pierwszy ruch, jeśli chodzi o wskazanie kandydata na szefa rządu. Rozsądek polityczny podpowiada mi, że nie ma sensu powoływanie osoby, która nie ma zdolności koalicyjnej i szansy zbudowania większości w parlamencie. Taka decyzja musi być poprzedzona konsultacjami z siłami politycznymi.
Chodzi o to, aby misja tworzenia rządu mogła zakończyć się szybko powołaniem gabinetu mającego stabilną większość. Polsce służy stabilność władzy wykonawczej – mówi Komorowski. Prezydent dodaje, że wszystkie scenariusze są możliwe. - Niekoniecznie, ale oczywiście jest to bardzo prawdopodobne. Zakładam, że prezesi wszystkich partii zrobią rozeznanie co do realnych możliwości stworzenia koalicji większościowej. Nie zamierzam jakąkolwiek deklaracją przedwyborczą wiązać sobie rąk.