Gorliwość postępowych dewotek

Dziennikarze na otrzęsiny w lubińskim gimnazjum zareagowali jak tłum przed wiekami szukający pośród Żydów sprawców mordów rytualnych – pisze publicysta

Publikacja: 24.09.2012 02:00

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Krytykom patrzenia na życie w Polsce przez pryzmat medialnych wrzaw polecam jako modelową historię nagonki na gimnazjum Salezjanów w Lubinie w związku z tamtejszymi otrzęsinami dla pierwszaków.

Wystarczy machnąć fotkami

Z jednej strony jest to zdarzenie od początku do końca wykreowane. Żeby dostrzec w powtarzanej od lat zabawie wyraz przemocy, albo co gorsza „pornograficzną pianę na kolanach” (cytat z publicysty „Wyborczej”), trzeba po prostu użyć odpowiedniego języka. To dlatego na pasku w TVN 24 pojawiają się „wstrząsające otrzęsiny” (a równocześnie „zamieszanie wokół ekshumacji” – tę uroczą dysproporcję zauważył portal Polityce.pl). I to dlatego Wojciech Czuchnowski stawia w końcu szokujące pytanie: „Dlaczego Monika Olejnik nie dostrzega perwersji księdza?”

Afera rozkręcona z niczego to narzędziem do bicia po głowie Kościoła. Teraz ksiądz ma się dziesięć razy zastanowić, zanim zbliży się do ucznia

Skąd wiemy, że miała tu miejsce „perwersja”? Dziennikarz „Wprost” Michał Majewski odpowiada w TVN 24: wystarczy spojrzeć na zdjęcia.

Gwarantuję koledze Majewskiemu, że przy takiej filozofii opisywania rzeczywistości kiedyś znajdą się też zdjęcia, które dowiodą jego „perwersji" (alkoholizmu, kleptomanii lub czego tam jeszcze). Aby rzetelnie opisać jakieś zdarzenie, trzeba znać kontekst, spytać świadków, zestawić relacje. Ale nie, tu wystarczy machnąć fotkami.

Ciekawa była cała historia opisywania lubińskiego incydentu. Najpierw w przestrzeni publicznej pojawiła się wyabstrahowana z kontekstu informacja o tym, że jakiemuś księdzu jacyś uczniowie zlizywali pianę z kolan. Na dokładkę musieli się przed nim czołgać na kolanach, co pewnikiem musiało być symbolem okrutnego poddaństwa – może tylko instytucjonalnego, a może wręcz seksualnego.

Reakcja dziennikarzy i internautów przypominała reakcję tłumu szukającego przed wiekami czarownic. Albo odnajdującego pośród Żydów sprawców mordów rytualnych. Coś tam dziwnie mamroczą, zachowują się nie tak jak my, są więc winni. „Wielu widzi w tym aluzję seksualną. Niestety jest ona wyraźna" zawyrokował wicenaczelny „Wyborczej" Piotr Stasiński z takim przekonaniem, jak ci, którzy umieli kiedyś wyłowić z tłumu sprawców plugawych kontaktów z diabłem.

Histeria, z jaką te domniemania powtarzano to skądinąd dowód, że żadna cywilizacja nie jest odporna na takie zjawiska jak psychoza, podejrzliwość, masowa autosugestia. Dzieci z Lubina i ich rodzice poddani takiej obróbce przez ludzi oświeconych powinni zacząć po jakimś czasie powtarzać to samo. Jak niegdyś ludzie widzący, że ich sąsiadka latała na miotle. Widzący, bo tak mówili przecież inni. Łącznie z największymi autorytetami.

Klucz do polskich traum

Ale to się nie całkiem powiodło, gdy na jaw zaczęły wychodzić szczegóły. „A ty chciałbyś aby szef kazał ci zlizywać pianę ze swoich kolan?" – pytał dramatycznie pewien bloger na gazeta.pl. No tak, ale to między innymi Monika Olejnik, uznająca sprawę za dowód głupoty, ale nie zbrodni przypomniała, że każdy podchodził do księdza dobrowolnie. Kto nie chciał, zostawał w tłumie. Tak oto straszliwy akt tyranii i seksualnej przemocy zmienił się w wygłup. Na którym wszyscy się bawili, a bawić się przestali dopiero wtedy, kiedy w kilka dni później światli ludzie przystąpili do ataku.

Gdy okazało się, że mamy do czynienia ze zwyczajem akceptowanym przez dzieci i ich rodziców, zmieniono nieco ton. Z indywidualnego rozliczenia z mrocznym widowiskiem, jakby zaczerpniętym z horrorów, autorzy nagonki przeszli do rozliczania instytucji otrzęsin w ogóle. Od psycholog Małgorzaty Ohme dowiedzieliśmy się, że są one zawsze wyrazem przemocy. Od Czuchnowskiego, że są wyrazem perwersji.

Przez dziesięciolecia szkoły, harcerskie zastępy, obozy żeglarskie, studenci organizowali takie wygłupy. Mnie jako studenta pierwszego roku dziekan, bardzo kulturalny profesor muzykologii (historia ma z nią wspólny wydział) uderzał zimą 1982 roku rulonem papieru po głowie, podczas gdy starsi koledzy domalowywali mi wąsy. No i nie ukrywajmy, byłem wtedy na kolanach. Po latach pojąłem, ile krzywdy wyrządziła mi patriarchalna kultura. Mam skarżyć owego dziekana i starszych kolegów, że poddali mnie torturom, na dokładkę o zabarwieniu seksualnym?

Pisze się, że otrzęsiny są rodem z subkultury więziennej i żołnierskiej. A ja czytałem, że studentów poddawano takim rytuałom już w późnym średniowieczu. Pewien mój znajomy opowiadał mi o otrzęsinach w uniwersyteckim mieście Padwa, gdzie przed magisterium pewnego studenta przebrano za krowę (bo pisał o hodowli) i bawiono się jego kosztem na ulicach miasta. Głupie? Możliwe. Powinni więc tego jak najprędzej zakazać, bo światli ludzie tego nie rozumieją, ani nie akceptują. A owego studenta uznać za ofiarę. Tyle ich teraz mamy, ciągle kogoś musimy ratować.

Naprawdę nie widzicie różnicy między znęcaniem się nad kotami w wojskowych jednostkach, a żartami w obecności pedagogicznej kadry? W liceum, w którym, pracowałem w latach 1987-1991 otrzęsiny były także. Tam też nikt nie wiedział, w jak strasznych rzeczach uczestniczy, W sumie ta potworność dotknęła być może milionów Polaków. Jak mogą być normalni? Znaleźliśmy wreszcie klucz do polskich traum.

Sutanna = perwersja?

Naturalnie ta wrzawa jest dowodem na to, że media są w stanie kreować rzeczywistość całkowicie fikcyjną . Ale nie jest już przecież fikcją zapowiedź prokuratury, że się tym zajmie na wniosek Janusza Palikota. Ani fakt, że lider czwartej partii w Polsce nazwał duchownego „zboczeńcem". Z tym samym wdziękiem z jakim pomawiał przeciwników politycznych o alkoholizm czy pociąg do tej samej płci, ku uciesze modnych pisarzy i dziennikarek „Wyborczej".

Nie jest fikcją to, że nie fakt zabicia dwójki dzieci przez zastępczych rodziców podsyca emocje, ani przypuszczalna zamiana smoleńskich zwłok w trumnach, a coś takiego. Afera rozkręcona z niczego jest narzędziem do bicia po głowie Kościoła. Od tej pory każdy ksiądz ma się dziesięć razy zastanowić, zanim zbliży się do ucznia czy uczennicy. Wszak już jego czarna sutanna ma się kojarzyć z perwersjami. Zdjęcia nie kłamią.

Kiedy to napisałem po raz pierwszy w Internecie, od razu ktoś mi zarzucił, że bronię księży dla zasady. Jest dokładnie odwrotnie – należę do tych autorów, którzy nie mieszają ideowego konserwatyzmu z obsługiwaniem doraźnych interesów kościelnych instytucji. Z tych powodów miałem do nich pretensję, że bronią duchownych niczym egoistyczna korporacja, w sprawach lustracyjnych, ale nie tylko. A sam broniłem książki ks. Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego uznając, że czasem dla obrony autorytetu Kościoła jako całości warto powiedzieć kilka słów prawdy o grzechach i grzeszkach jego urzędników.

Tyle, że ta historia dotyczy całkiem czegoś innego. Możliwe, że bronieni dziś przez uczniów salezjanie z Lubina nie przewidzieli opłakanych konsekwencji zabawy, nad którą kilka lat temu nikt by się w ogóle nie zastanawiał. Bo trzeba dopiero zatrutej atmosfery sensacji i podejrzeń aby przekształcić ten incydent w aferę. I zmienić radykalnych postępowców w tropicieli wyimaginowanych nieprawości. Robią to skądinąd z gorliwością podnieconych obrzydliwymi wizjami dewotek.

Autor jest publicystą „Uważam Rze"

Krytykom patrzenia na życie w Polsce przez pryzmat medialnych wrzaw polecam jako modelową historię nagonki na gimnazjum Salezjanów w Lubinie w związku z tamtejszymi otrzęsinami dla pierwszaków.

Wystarczy machnąć fotkami

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa
Publicystyka
Marek Migalski: Rafał Trzaskowski, czyli zmienny jak prezydent
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Niewidzialna wojna Watykanu o wiernych na Wschodzie
Publicystyka
Jan Romanowski: Z Jana Pawła II uczyniliśmy kremówkę, nie zróbmy z Franciszka rewolucjonisty z młotem