Pięknie kwitną w naszych mediach wolność słowa, pluralizm i tolerancja dla odmiennych poglądów. O tym rozkwicie świadczy choćby to, że coraz mniej jest w "mainstreamie" miejsca dla osób, które z natury są wrogami wolności, pluralizmu i tolerancji: katolików. Nawet tych zdradziecko mieniącymi się "liberalnymi". Ostatni sukces na tym polu odniósł tygodnik "Wprost", który wyrzucił ze swoich szpalt niejakiego Szymona Hołownię, katocelebrytę próbującego w podstępny sposób przemycać wsteczniackie treści w postępowych pismach. Taką treść publicysta próbował przemycić w jednym ze swoich cotygodniowych felietonów o dość niepozornej tematyce: podatkach (autor pisał o dylematach dot. tego, na co idą pieniądze z naszych podatków i że czasem idą na cele, z którymi się nie zgadzamy). Jeden z ośmiu akapitów tego tekstu poświęcił bowiem na krytykę zapowiedzianą przez rząd refundację zabiegów sztucznego zapłodnienia (in vitro) dla 15 tys. kobiet. I mimo że Hołownia tchórzliwie próbował się tłumaczyć, że nie chce nikomu nie zakazywać stosowania in vitro, a jedynie nie zgadza się na wydawanie publicznych pieniędzy na ten cel, było to oczywiście "o jeden most za daleko". Reakcja redakcji musiała być jedna: no pasaran! Dlatego felieton się nie wydrukował (o czym Hołownia nie został poinformowany. Pewnie przez roztargnienie), a w jego miejsce zamieszczono polemikę i potępienie tekstu Hołowni, który się nie ukazał (dopiero potem umieszczono go w internecie). W nim red. Magdalena Papuzińska jasno dała do zrozumienia, że takie numery nie przejdą w ich światłym piśmie.
In vitro jest powszechnie stosowanym sposobem leczenia bezpłodności, aprobowanym przez autorytety i instytucje medyczne na całym świecie. W Polsce ta metoda jest dostępna tylko dla tych, którzy mogą sobie na nią pozwolić. O in vitro pisaliśmy we „Wprost" wielokrotnie i zdanie redakcji na ten temat powinno być jasne nie tylko dla naszych stałych czytelników, lecz także dla naszych stałych autorów.
- napisała dzielna redaktor. I zdemaskowała złowrogą retorykę katotaliba przebranego za liberała:
Niestety, tak nie jest, co się okazało, gdy do redakcji wpłynął tekst Szymona Hołowni. „Choć uważam in vitro za metodę nieetyczną, nikomu nie zamierzam jej zakazywać" – pisze nasz felietonista, ale zaraz dodaje: „Pytanie jednak, czy finansowanie jej teraz ze wspólnej kasy nie jest formą etycznej przemocy wobec ludzi, których życie zależy od będącej w opłakanym stanie służby zdrowia". Szymon Hołownia dzieli ludzi na tych, którzy są chorzy na serce lub oczy – czyli choroby prawdziwe, oraz na takich, którzy cierpią na bezpłodność. Tym pierwszym można dopłacać do leczenia; tym drugim – nie. „Bo niby dlaczego potrzeby pary, która nie może mieć dzieci, mają być dziś ważniejsze od potrzeb emeryta, który w rocznej kolejce do lekarza w każdej chwili może wykorkować?" – pyta Hołownia
Jak ubogo przy tych pełnych światłości słowach brzmią słowa Hołowni, który skarży się, że takie zabiegi pokazują, że to nie katolicy są talibami, a liberalnie oświecone gazety (wcześniej publicysta musiał rozstać się z odzyskanym przez Tomasza Lisa "Newsweekiem").