Syriza i jej koalicjant ze skrajnej prawicy doszli do władzy na fali sprzeciwu wobec polityki oszczędności i szerzej przeciw globalizacji. W Grecji odżył nacjonalizm z powodu poczucia, że kraj musi słuchać dyktatu z zagranicy. Ale ta emocjonalna reakcja będzie teraz skonfrontowana z realiami rządzenia. I tu wyzwanie jest ogromne. W kampanii wyborczej Aleksisowi Ciprasowi łatwo było powiedzieć, że wyrzuci porozumienie z Unią do kosza, że nie wpuści do Grecji trojki (przedstawiciele Komisji Europejskiej, EBC i MFW – red.), że przestanie spłacać dług. Ale dziś rozumie, że to niemożliwe, że musi być o wiele bardziej pragmatyczny. To prawda: potrzebujemy lepszego porozumienia z Unią, takiego, które zakłada więcej reform. Ale nie wiadomo, czy Syriza będzie w stanie takie porozumienie wynegocjować.
Jeśli Ciprasowi to się nie uda, a sytuacja w kraju nadal będzie się załamywać, demokracja w kraju, który ją wymyślił, może być zagrożona?
Musimy uszanować wynik głosowania greckiego społeczeństwa. Dlatego rząd Syrizy musi mieć swoją szansę. Jeśli zawiedzie, są demokratyczne sposoby, aby go odsunąć. Mam nadzieję, że w takim przypadku Cipras nie posunie się do metod autorytarnych, choć z pewnością musimy wzmocnić instytucje naszego państwa, przejrzystość jego działania, wymiar sprawiedliwości. Jeśli Cipras znajdzie się w potrzasku między żądaniami Unii i MFW a oczekiwaniami społeczeństwa i złożonymi obietnicami, demokratycznym sposobem wyjścia z takiej sytuacji jest rozpisanie referendum. Cipras może w tej sprawie napotkać opór we własnym ugrupowaniu, ale musi się zachować jak lider kraju, nie partii. Ja sam chciałem już w 2009 r. rozpisać takie referendum, ale napotkałem zbyt silny sprzeciw, także u naszych partnerów w Unii. Dziś tego problemu już nie ma. A jestem przekonany, że Grecy w przytłaczającej większości głosowaliby za umową z Unią, i to nawet taką, w której będzie wiele trudnych warunków do spełnienia przez nasz kraj.
Nie obawia się pan, że niektóre kraje Unii chcą przykładnie ukarać Grecję, aby pokazać, co się dzieje, gdy do władzy dochodzą populiści? To odstraszyłoby Hiszpanów od głosowania na Podemos czy Francuzów na Front Narodowy.
Nasze negocjacje z Unią mają wymiar ideologiczny, to prawda. A populizm coraz szerzej rozlewa się po Europie. Ale tego nie się powstrzyma, karząc ten czy inny kraj. Przeciwnie, kraje Europy muszą się nawzajem traktować jak partnerzy i iść wspólnie naprzód. Sytuacja, w której połowa młodych ludzi nie ma pracy, to przecież idealny grunt dla rozwoju partii skrajnych, populistycznych. Dlatego musimy wspólnie uruchomić programy dla młodych, takie jak Erasmus, dla bezrobotnych. Kluczem są także inwestycje, choćby w rozwój odnawialnych źródeł energii i powstrzymanie zmian klimatycznych. Kolejna rzecz to przebudowa infrastruktury energetycznej i transportowej w Europie: do dziś te połączenia, choćby między Polską i Grecją, nie zmieniły się od czasów zimnej wojny. To wszystko jest znacznie bardziej obiecujące niż obwinianie naszego kraju o wszystko.
Współpraca z Rosją może być dla Grecji alternatywą wobec integracji z Unią? Niektórzy twierdzą, że jesteście koniem trojańskim Kremla we Wspólnocie.
Przytłaczająca większość Greków chce pozostania naszego kraju w Unii. Możemy mieć własne oceny, ale trzymamy się wspólnego stanowiska Unii wobec Ukrainy i Rosji. Oczywiście łączą nas silne więzi religijne i historyczne z prawosławiem. Ale nie traktowałbym tego jako zagrożenia dla Europy, raczej jako szansę. Sam jako minister spraw zagranicznych przyjmowałem Polskę do Unii. Nasze zakorzenienie w zjednoczonej Europie jest naprawdę bardzo głębokie.
Jest pan prawnukiem Zygmunta Mineyki, polskiego patrioty i zesłańca, który znalazł schronienie w Grecji. W tym roku Polska zrówna się pod względem poziomu życia z Grecją. Jest pan z tego dumny?
Oczywiście jestem dumny z moich polskich korzeni. Mój pradziad nie tylko był wielkim polskim patriotą, ale także korespondentem polskiej prasy z pierwszej nowożytnej olimpiady w Atenach. Pomógł uwolnić Grecję z niewoli osmańskiej, miał wielki udział w odkryciu starożytnej Dodony. Jak mogę w tej sytuacji się nie cieszyć, że Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, a dziś ma tak silną gospodarkę?
Mówi pan trochę po polsku?
Moja babcia mówiła. Ja się nie odważę. (śmiech) Ale utrzymuję kontakt z kuzynami w Polsce, a także z polską społecznością w Grecji. Ona była kiedyś bardzo duża, ale dziś polscy emigranci wracają do kraju, bo Polska staje się coraz silniejsza.