Katastrofa, sumienie, katastrofa

Trudno się dziwić oburzeniu australijskich polityków. W rocznicę zestrzelenia pasażerskiego samolotu nad Donbasem obejrzeli nagranie barbarzyńców, którzy udokumentowali, jak świeżo po katastrofie krążą wśród szczątków maszyny i rozczłonkowanych ciał ofiar w poszukiwaniu atrakcyjnych bagaży.

Publikacja: 17.07.2015 13:24

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Ludzie Zachodu poznali specyficzny typ ludzi wschodu - postsowieckich, wyzbytych z człowieczeństwa. Poznali rosyjskich rebeliantów prowadzących wojnę na wschodzie Ukrainy na zlecenie Moskwy.

Ostatnio coraz bardziej się przekonuję, że Australijczycy czy - przede wszystkim - Holendrzy, przedstawiciele narodów najbardziej dotkniętych przez katastrofę malezyjskiego samolotu sprzed roku, wychodzą ze zderzenia z ludźmi wschodu z podniesioną głową.

Co szczególnie boli w zestawieniu z działaniami polskich władz po katastrofie smoleńskiej. Świetnie o tym napisał dziś w "Rzeczpospolitej" Andrzej Stankiewicz, podkreślając, że Holendrzy nie przejmowali się rosyjską propagandą, "ominęli szerokim łukiem niesławną komisję MAK", i przeprowadzili to, co powinni zrobić Polacy - własne śledztwo.

"Holenderskie władze - w odróżnieniu od polskich - po tragedii stanęły na wysokości zadania" - napisał trafnie Andrzej Stankiewicz, a mi się zrobiło głupio. Bo, niedługo po zestrzeleniu samolotu z prawie dwoma setkami Holendrów na pokładzie, krytykowałem holenderskie reakcje na tragedię. Uległość, jak dziś widać rzekomą, rządu wobec Moskwy, przekładanie interesów nad wartości i chłód emocjonalny (zwlekano z ogłoszeniem żałoby narodowej). Przebudźcie się, Niderlandy - wzywałem w tytule.

Teraz wiem, że Holandii nie trzeba było budzić. Pracowała w swoim rytmie, bez rozgorączkowania, bez histerycznych gestów, bez grożenia Rosjanom i bez wyznawania im wielkiem miłości. Ściągnęła wrak, wysłała prokuratorów. Metodycznie zmierzając ku prawdzie. I całkiem szybko do tej prawdy doszła - choć bardzo się ona nie podoba Kremlowi, który odpowiada za wyczyny swoich podopiecznych z Donabasu.

To niedobry moment na rozliczanie polskich władz - kampania wyborcza. Ale tak się zastanawiam, czy jak kiedyś, w dalekiej przyszłości, ten międzypartyjny zamęt w Polsce minie, gdy pokończą się kariery, to ważni przedstawiciele władz Polski z czasów po katastrofie smoleńskiej będą mogli spokojnie zasypiać, czy nie będzie ich dręczyło sumienie za to, że nie zachowali się jak Holendrzy. Zwłaszcza, że niektórzy z nich się chwalą, że o tym, jaka jest Rosja, jak jej ufać nie można, wiedzieli od dawna.

Ludzie Zachodu poznali specyficzny typ ludzi wschodu - postsowieckich, wyzbytych z człowieczeństwa. Poznali rosyjskich rebeliantów prowadzących wojnę na wschodzie Ukrainy na zlecenie Moskwy.

Ostatnio coraz bardziej się przekonuję, że Australijczycy czy - przede wszystkim - Holendrzy, przedstawiciele narodów najbardziej dotkniętych przez katastrofę malezyjskiego samolotu sprzed roku, wychodzą ze zderzenia z ludźmi wschodu z podniesioną głową.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
felietony
Marek A. Cichocki: Upadek Klausa Schwaba z Davos odkrywa prawdę o zachodnim liberalizmie
Publicystyka
Koniec kampanii wyborczej na kółkach? Dlaczego autobusy stoją w tym roku w garażach
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
analizy
Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie ma już złudzeń w sprawie Donalda Trumpa