Oszustwo „na bank”. Czy procedury mogą uratować pieniądze klientów?

Osaczona przez gang kobieta straciła 70 tys. zł. Wini swój bank za to, że nie zrobił nic, by zablokować transakcje. Prawo bardziej chroni banki niż klientów.

Publikacja: 28.01.2025 05:20

Oszustwo „na bank”. Czy procedury mogą uratować pieniądze klientów?

Foto: Adobe Stock

17 grudnia o godz. 9:29 do Katarzyny K. (dane na jej prośbę zmienione) z niezidentyfikowanego numeru zadzwonił mężczyzna podający się za pracownika banku Santander. Poinformował ją, że na jej konto wpłynął przelew, który chce potwierdzić ze względów bezpieczeństwa. Kiedy pani Katarzyna zalogowała się do swojego konta, nie znalazła śladu przelewu, o którym wspominał dzwoniący. Wtedy usłyszała, że „w innych bankach też może być problem”. Połączono ją z rzekomym pracownikiem Pekao S.A., który poprosił ją o zalogowanie się do aplikacji PeoPay. Zobaczyła tam kredyt na kwotę ponad 72 tys. zł z dyspozycją przelewu na Katarzynę Urbańską. 

– Nie znałam takiej osoby. Moje uczucie niepokoju zaczęło narastać. Pytano, czy mam ubezpieczone pieniądze, ale uspokajano, że nie muszę się martwić, bo na czas trwania naszego połączenia moje pieniądze są ubezpieczone. Nie mogę jednak rozmowy przerwać – opowiada pani Katarzyna. 

Mężczyźni, z którymi rozmawiała przez telefon, mieli wschodni akcent. Twierdzili, że współpracują z policją, Narodowym Bankiem Polskim oraz bankami w celu zidentyfikowania grupy przestępczej. Tłumaczyli, że jej pieniądze będą bezpieczne, jeśli będzie z nimi współpracować. – Nie wzbudziło to moich podejrzeń, bo przecież w Polsce pracuje wielu Ukraińców czy Białorusinów – mówi kobieta.

Kazano jej odwołać wszystkie spotkania zawodowe i osobiste. – Mówiono mi, że uratuję swoje pieniądze, jeśli wezmę kredyt i otrzymam te pieniądze przed Katarzyną Urbańską, więc mam działać szybko. Powiedzieli, że pracownicy banku mogą być częścią grupy przestępczej i mogą utrudniać wzięcie kredytu. Byłam trzymana na linii, nawet gdy szłam do toalety – opowiada.

Przestępcy doskonale obeznani w procedurach AML i zachowaniach pracowników banków

Przestępcy kazali jej pójść do banku Pekao S.A. przy ul. Patriotów w Warszawie po kredyt gotówkowy w wysokości 70 tys. zł (jest klientką tego banku i dostała go bez problemu). Dokładnie poinstruowali ją, co ma mówić i jak się zachowywać. W uszach miała słuchawki, przestępcy nie przestawali mówić. Między kilkusekundowymi przerwami otrzymywała SMS-y weryfikacyjne od „NBP”.

Pracownik nie zapytał jej jednak, skąd ma środki, nie żądał przedstawienia żadnych dokumentów potwierdzających ich legalne pochodzenie – choć zgodnie z ustawą o praniu pieniędzy (AML) powinien to zrobić

– Przy stanowisku, jakbym była w transie, nie mogłam się na niczym skupić, po prostu wykonywałam to, co mówił głos w słuchawkach – wyjaśnia.

Z grubą kopertą pięniędzy w 500-złotowych banknotach Katarzyna K. poszła następnie do oddziału PKO BP przy ul. Czecha w Warszawie (co ważne – nie była nigdy klientką tego banku). Pracownik nie zapytał jej jednak, skąd ma środki, nie żądał przedstawienia żadnych dokumentów potwierdzających ich legalne pochodzenie – choć zgodnie z ustawą o praniu pieniędzy (AML) powinien to zrobić. Przyjął 47,5 tys. zł i na żądanie klientki przekazał je na konto Oleny T. na „usługi budowlane”. Resztę pieniędzy – 22,5 tys.zł – Katarzyna K. przelała godzinę później, gotówką w okienku w PKO BP w punkcie przy ul. Żegańskiej. Kiedy młoda pracownica w okienku poinformowała ją o przepisach o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu oraz zapytała, skąd jest ta gotówka, mężczyzna w słuchawce stał się agresywny: „Proszę jej powiedzieć, że nie ma prawa o to pytać” – instruował ją. Pracownica banku wezwała przełożoną, która zgodziła się przyjąć pieniądze.

Czytaj więcej

Wyłudzenia danych to już plaga. Jak oszuści kradną hasła i PESEL?

Następnego dnia mężczyźni mieli zadzwonić raz jeszcze, tłumacząc, że „może być jeszcze jeden taki kredyt do »uratowania« w innym banku”. Bezskutecznie próbowała zadzwonić na numer, który jej się wyświetlił. Dziś już wiadomo, że chodziło o czas – bezpieczne dla przestępców odebranie pieniędzy – najprawdopodobniej z bankomatu.

Mężczyźni już jednak nie zadzwonili. – Zaczęłam panikować, że nie wywiążę się z zobowiązań i stracę pieniądze – dodaje K.

W środę 18 grudnia kobieta pojechała do Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości w Warszawie. Przyjęło ją dwóch policjantów, kobieta i mężczyzna. – Wtedy usłyszałam, że padłam ofiarą przestępstwa. Kiedy powiedziałam, że wpłaciłam 70 tys. zł, zaczęłam płakać, w tamtym momencie dotarło do mnie, co się stało – mówi.

Oszukana wini bank. Czy mógł zrobić więcej, czy dochował procedur?

Oszukana zgłosiła sprawę policji i w prokuraturze. Wini bank, że nie zrobił nic, by zablokować transakcje przestępców. Przepisy ustawy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu (AML) nakazują bankom przy transakcjach przekraczających próg 15 tys. euro zastosowanie dodatkowych środków bezpieczeństwa. Bank ma również obowiązek przeprowadzenia weryfikacji beneficjenta rzeczywistego (Oleny T.) oraz analizy celu transakcji. Czy to zrobił?

Bank PKO BP zastrzega, że „nie może się odnieść do konkretnego przypadku, chyba że zostanie przez klienta/kę zwolniony z tajemnicy bankowej”. Podkreśla jednak że ustawa AML zobowiązuje go do powstrzymania „legalizacji środków pieniężnych pochodzących z nielegalnego źródła”. 

Pani Katarzyna miała środki legalne, bo chwilę wcześniej, na polecenie przestępców, wzięła kredyt w banku. Dlaczego jednak tego nie zweryfikowano, przyjmując dużą gotówkę w okienku? Według Katarzyny K. dowodem są nagrania w bankach z 17 grudnia. Bank zapewnił ją, że zabezpieczył je i przekazał policji.

Piotr Wardziak, ekspert PKO BP, wyjaśnia, że „w przypadku, kiedy jest dokonywana wpłata gotówkowa w jednym z oddziałów banku, a źródło pochodzenia wpłacanych środków nie budzi wątpliwości i jest należycie udokumentowane, np. pożyczka udzielona przez inny bank, nie pojawiają się wątpliwości co do legalności środków pieniężnych i transakcja dokonywana jest bez przeszkód”. – Bank tego jednak nie wiedział, bo nie zapytał, skąd mam pieniądze – podkreśla oszukana.

Według doświadczonego bankowca, któremu opowiadamy tę historię, PKO BP nie dopełnił kilku procedur „AML”-owych. – Podejrzewam, że konto Oleny jest martwe i bank o tym wie. To zwyczajny „słup”. A jeśli tak jest, to bank powinien mieć podejrzenie, że wielka wpłata 70 tys. zł w ciągu godziny nie powinna mieć miejsca. Tego jednak nie wiemy. Ale z automatu druga wpłata powinna zostać zablokowana – wyjaśnia ekspert. 

Na rachunku przelewu do konta Oleny T. w PKO BP jest adres w miejscowości Wozniesieńsk w Ukrainie. Wskazana ul. Lenina od dawna nie istnieje. – Istnieje wiele martwych kont, które banki powinny usuwać, bo służą do przestępstw. Ale tego nie robią, bo zależy im na tym, by mieć jak najwięcej rachunków – dodaje bankowiec.

Przepisy o AML chronią banki, ale nie klientów

Historia pani Katarzyny pokazuje, że ochrona klienta w takich sytuacjach jest iluzoryczna. Wpłaty pani Katarzyny mogły wzbudzić wątpliwości, bo zostały dokonane w dwóch transzach, w dwóch sąsiednich oddziałach banku, na ten sam rachunek odbiorcy, w krótkim odstępie czasu.

– Gdyby banki wprowadzały faktyczne działania w zakresie wdrożenia i uruchomienia procedur zabezpieczających klientów przed atakami mafii, nie straciłabym swoich pieniędzy. Nie możemy pozwolić, by instytucje, którym powierzamy swoje pieniądze i pozwalamy czerpać z nich zyski, działały w sposób nieodpowiedzialny, a nawet łamały przepisy prawa – podkreśla Katarzyna K.

Czytaj więcej

Polacy wciąż dają się oszukiwać metodą "na wnuczka"

PKO BP zapewnia nas, że „zarówno przy dokonywaniu przelewu, jak i wpłaty gotówkowej, są weryfikowane: deklarowany cel i kwota transakcji. Dodatkowo, w wypadku dokonywania wpłaty gotówkowej w oddziale banku, pracownicy oceniają okoliczności zewnętrzne i zachowanie klienta. Jeśli cel lub kwota transakcji, bądź zachowanie klienta budzą wątpliwości lub zachodzi podejrzenie prania pieniędzy następuje odmowa przeprowadzenia transakcji lub czasowe jej wstrzymanie”. W przypadku K. tak się jednak nie stało.

Czy bank mógł dokonać przelewów powyżej 15 tys. euro w dwóch transzach? Co na to nadzór finansowy?

„Nie ma ograniczeń prawnych w zakresie wysokości, częstotliwości czy też formy i miejsca zlecania dokonania przelewu. Sama kwota transakcji nie jest wystarczającą przesłanką do wstrzymania przelewu i zawiadomienia Generalnego Inspektora Informacji Finansowej (GIIF) o podejrzeniu prania pieniędzy lub finansowania terroryzmu” – twierdzi w odpowiedzi dla „Rz” Jacek Barszczewski, rzecznik KNF.

W kwestii możliwości odzyskania pieniędzy bardzo istotny jest czas, jaki upłynął od chwili popełnienia przestępstwa do czasu powiadomienia organów ścigania

Marcin Zagórski z Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości

Czy pani Katarzyna ma szanse odzyskać środki?

– W kwestii możliwości odzyskania pieniędzy bardzo istotny jest czas, jaki upłynął od chwili popełnienia przestępstwa do czasu powiadomienia organów ścigania. Jeśli ten czas jest krótki, w ramach współpracy policji z bankami istnieje szansa na zablokowanie środków, zanim zostaną one wytransferowane na inne konta – mówi podkom. Marcin Zagórski z Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości.

Śledztwo w sprawie oszustwa prowadzi warszawska prokuratura i policja. Jej ustalenia są objęte „tajemnicą postępowania”.

Policja nigdy nie prosi o dokonanie przelewów i udział w tajnych akcjach. CBZC alarmuje

W 2023 r. GIIF złożył 473 zawiadomienia o podejrzeniu prania pieniędzy w polskich bankach – to wzrost o 45 proc. w porównaniu z 2022 r. Około 23,6 proc. zawiadomień dotyczyło oszustw m.in. podszywania się pod inną osobę i dokonywania przelewów na rachunki oszustów. PKO BP nie ujawnia, ile przypadków rocznie miało miejsce w jego banku.

Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości przestrzega: „Policjanci nigdy nie informują telefonicznie o prowadzonych tajnych akcjach i nie proszą o branie w nich udziału osób postronnych. Jeżeli rozmowa wzbudza jakiekolwiek wątpliwości lub niepokój, należy rozłączyć się, chwilę odczekać, a następnie samodzielnie połączyć z instytucją, której rzekomy przedstawiciel dzwonił, koniecznie wybierając oficjalny numer na klawiaturze numerycznej, a nie oddzwaniając na wcześniejsze połączenie”.

– Każdemu z nas wydaje się, że nie uległby takiej socjotechnice. A to nieprawda. Znam wielu bankowców, obeznanych z technikami przestępców, szkolonych, a mimo to zostali oszukani – stwierdza bankowiec.

17 grudnia o godz. 9:29 do Katarzyny K. (dane na jej prośbę zmienione) z niezidentyfikowanego numeru zadzwonił mężczyzna podający się za pracownika banku Santander. Poinformował ją, że na jej konto wpłynął przelew, który chce potwierdzić ze względów bezpieczeństwa. Kiedy pani Katarzyna zalogowała się do swojego konta, nie znalazła śladu przelewu, o którym wspominał dzwoniący. Wtedy usłyszała, że „w innych bankach też może być problem”. Połączono ją z rzekomym pracownikiem Pekao S.A., który poprosił ją o zalogowanie się do aplikacji PeoPay. Zobaczyła tam kredyt na kwotę ponad 72 tys. zł z dyspozycją przelewu na Katarzynę Urbańską. 

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Przestępczość
Ratownik w kamizelce i po kursie samoobrony. Postulaty po śmierci w Siedlcach
Materiał Promocyjny
Gospodarka natychmiastowości to wyzwanie i szansa
Przestępczość
Zabójstwo ratownika medycznego w Siedlcach. Prokuratura stawia Adamowi Cz. dwa zarzuty
Przestępczość
Kto stał za spoofingiem? Trop przez giełdy kryptowalut
Przestępczość
Śledztwo w sprawie Pride of Poland. Powodem niejasne rozliczenia
Materiał Promocyjny
7 powodów, dla których warto przejść na Małą Księgowość
Przestępczość
Nie żyje 64-letni ratownik medyczny zaatakowany przez pijanego pacjenta w Siedlcach
Materiał Promocyjny
Wystartowały tegoroczne ferie zimowe