Kasjerka przywłaszczyła, mąż wydał na hazard, bukmacher ma oddać – tak w skrócie można opisać finał największej afery w służbach specjalnych III RP. Katarzyna G., pracownica cywilna CBA, i jej mąż we wtorek zostali skazani za przywłaszczenie 9 mln 230 tys. zł. Sąd Okręgowy w Warszawie w wyroku zasądził od małżonków niewysokie grzywny i solidarny zwrot CBA zagrabionych środków, które od ponad roku są „zabezpieczone na rachunkach STS tytułem naprawienia szkody wyrządzonej przestępstwem, uznając, że pieniądze te należą do oskarżonych".
Wyrok jest nieprawomocny, ale już teraz STS – największa firma bukmacherska w kraju, w której mąż kasjerki uprawiał hazard – kwestionuje ten zapis wyroku.
Za gotówkę CBA
Prokuratura Regionalna w Warszawie sama wyliczyła, ile Katarzyna G. wyniosła z CBA, bo pieniądze operacyjne były tam poza wszelką kontrolą. Dzięki analizie konta gracza – męża kasjerki – i przepływów finansowych (w tym operacji przez bankowe konto ojca Dariusza G.) śledczy ustalili, że w STS mąż kasjerki zawarł 1591 zakładów na 10,5 mln zł. Pomnożył je do ok. 30 mln zł i wszystko przegrał – w chwili zatrzymania miał na koncie 50 gr.
Powiązanie wypływu gotówki z CBA z obstawianiem zakładów sportowych dla prokuratury, a teraz i dla sądu, który wydał wyrok, było oczywiste. Dariusz G. był bezrobotny i nie miał pieniędzy na hazard. Według śledczych spółka STS musiała podejrzewać, że pieniądze pochodzą z przestępstwa.
Bukmacher ma oddać
Spółka STS od początku kwestionowała zajęcie jej środków na kontach (co prokuratura zrobiła w kwietniu 2020 r.), twierdząc, że nie mają związku z przestępstwem Dariusza G. Odwołała się, ale sąd blokady kont utrzymał. Teraz w wyroku przesądził, że miliony z STS mają wrócić do CBA.