W piątek zapadł wyrok Sądu Najwyższego (sygnatura akt: V CSK 528/13) w trwającym kilka lat sporze o to, kto powinien utylizować wycofane w 2006 r. ampułki corhydronu produkowanego przez Jelfę SA.

Sprawa jest konsekwencją głośnego w 2006 r. pomylenia tego leku z silnym środkiem zwiotczającym mięśnie, co spowodowało śmierć pacjenta. Główny inspektor farmaceutyczny wycofał lek z obrotu, a jeleniogórska prokuratura zarządziła ściągnięcie go z 7 tys. aptek i szpitali – jako zabezpieczenie dowodów. W 2007 r. uznała, że leki nie są niezbędna dla śledztwa (później umorzonego) i zarządziła ich zwrot Jelfie na podstawie art. 230 kodeksu postępowania karnego. Stanowi on, że zatrzymane, a zbędne przedmioty należy zwrócić osobie uprawnionej. Ale Jelfa ich nie chce, bo po sprzedaży aptekom nie jest ich właścicielem. Wystąpiła więc do sądu, zarzucając, że nie ma podstawy prawnej, która zmuszałaby ją do odebrania kilku ton przeterminowanych leków od jeleniogórskiej policji. Sądy obu instancji uwzględniły żądanie. Sprawa trafiła do SN. Pełnomocnicy Jelfy Wojciech Kozłowski i Patryk Radzimirski wskazywali, że policja powinna zwrócić lek aptekom, a te ewentualnie Jelfie, bo tak chce prawo farmaceutyczne. Małgorzata Sieńko i Mikołaj Wild z Prokuratorii Generalnej twierdzili, że nie ma podstaw do ingerencji sądu cywilnego, gdyż Jelfy i Skarbu Państwa nie wiąże żadna umowa ani stosunek prawny. Faktem jest jednak, że prokuratura wysłała Jelfie pisma informujące o zwrocie leków.

SN zmienił werdykt niższych instancji. – Nie ma żadnej podstawy prawnej, by sąd cywilny ingerował w administracyjną procedurę wycofania wadliwego leku, niezależnie od tego, czy interpretacja prokuratury jest właściwa czy nie – mówiła sędzia SN Marta Romańska. W efekcie SN oddalił pozew Jelfy.