Fundacja Odpowiedzialna Polityka, zajmująca się obywatelską kontrolą wyborów i kampanii wyborczej, opublikowała właśnie wstępny raport pt. "Nadużywanie zasobów publicznych w kampanii wyborczej". Autorzy dokonują w nim analizy poszczególnych działań komitetów w tegorocznej kampanii wyborczej a także przeprowadzają ankiety wśród obywateli, którzy mieli styczność z przenoszeniem kampanii wyborczej poza jej określony prawem obszar. Tego bowiem dotyczy tytułowe nadużywanie zasobów publicznych przez komitety – działań o charakterze ewidentnie kampanijnym, realizowanych w trakcie wydarzeń niepowiązanych z kampanią, a co za tym idzie, najczęściej finansowanych z pieniędzy publicznych: rządowych oraz samorządowych.
Czytaj więcej
Sformowanie gabinetu będzie zależeć od wyłonienia się wyraźnej większości parlamentarnej.
Wiejska potańcówka z kandydatem
Obserwatorzy FOP wzięli pod lupę szereg różnorodnych wydarzeń: lokalne imprezy, spotkania i „potańcówki”, niebędące formalnie elementami kampanii wyborczej – a więc niefinansowane z pieniędzy któregokolwiek z komitetów. W ponad 70% przypadków odbywały się one na terenie instytucji publicznych, a w większości organizowane były przez władze lokalne i samorządowe, a co za tym idzie – finansowane bezpośrednio z podatków. Budzić może to zrozumiałe wątpliwości obywateli, którzy płacąc podatki mogą nie życzyć sobie, by pieniądze te były potem wykorzystywane do wspierania kandydatów różnych politycznych opcji. Wyniki badań przedstawione w raporcie sugerują jednak, że większość opcji politycznych nie bierze pod tym względem zdania wyborców pod uwagę. W 35% przypadków przedstawiciel administracji samorządowej wspierał lub negował jakąś opcję polityczną lub kandydata, zaś w ponad połowie – obecny i aktywny na wydarzeniu był kandydat konkretnego ugrupowania politycznego.
Co na to prawo?
– Znaczenie nadużywania środków publicznych w kampanii wyborczej jest ogromne – komentuje Robert Lech, koordynator prac nad raportem Fundacji Odpowiedzialna Polityka. Jak wyjaśnia, po pierwsze, dostęp do takich środków uprzywilejowuje konkretne grupy polityczne już na starcie kampanii. Po drugie, doprowadza do zaniku granicy między państwem a partią lub koalicją rządzącą, między państwem a ludźmi sprawującymi władzę. Przy czym, co trzeba podkreślić, nie odnosi się to tylko do władz centralnych, ale także do samorządowych i lokalnych, które często nie należą do tego samego środowiska co rząd.
– Raport wychodzi z założeń konstytucyjnych (z artykułu 7, mówiącego, że organy władzy publicznej działają w granicach i na podstawie prawa) i przechodzi do uregulowań kodeksu wyborczego – mówi Robert Lech. – Przepisy kodeksu mówią o jawności i źródłach finansowania, o jego limitach oraz ewentualnych dopuszczalnych korzyściach majątkowych o charakterze niepieniężnym, które można przyjąć w trakcie kampanii wyborczej. Bazując na tym, zaczęliśmy więc badać, czy dochodzi do wspierania kampanii wyborczej przez instytucje państwowe lub samorządowe z wykorzystaniem środków publicznych – oznaczałoby to bowiem dodatkowe źródła finansowania. Przykładowo, gdy komitet osiągnie limit finansowania działań reklamowych, po czym kolejne jego reklamy zostaną opłacone przez spółkę samorządową lub spółkę Skarbu Państwa, mamy do czynienia z dodatkowym źródłem, do którego nie mają dostępu pozostali kandydaci. To samo tyczy się wydarzeń, organizowanych przez samorządy z pieniędzy publicznych, w których udział biorą kandydaci określonych opcji politycznych. Są to niezgodne z prawem działania, łamiące równość warunków udziału w kampanii wyborczej – tłumaczy ekspert.