Projekt rozporządzenia o receptach lekarskich, który trafił właśnie do konsultacji społecznych, rodzi znaki zapytania. Przepisy zaproponowane przez ministra zdrowia wskazują, że lekarz może na recepcie pacjentowi wypisać nazwę międzynarodową leku. Jest to łacińska nazwa substancji chemicznej, którą może zawierać kilka medykamentów na liście refundacyjnej.
Obowiązujące teraz rozporządzenie wyraźnie dopuszcza pisanie na recepcie nazw handlowych konkretnych leków. Przez długi czas lekarze natomiast nie widzieli, czy mogą opcjonalnie pisać łacińskie nazwy substancji. W obawie przed karami z NFZ unikali częściej tej drugiej opcji.
Resort zdrowia chce teraz wskazać jednoznacznie, że jest to dopuszczalne. Pojawia się pewien kłopot.
– Projekt dopuszcza pisanie łacińskich nazw leków, ale nie zdejmuje z lekarza obowiązku określania na recepcie, jaką odpłatność ponosi pacjent. Jeden zapis kłóci się z drugim – mówi Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarz z Porozumienia Zielonogórskiego. Nie można jednocześnie podać na recepcie łacińskiej substancji, którą może zawierać kilka leków na liście refundowanej, i napisać, jaka jest odpłatność pacjenta za dany medykament, czyli ile dopłaca ze swojej kieszeni za lek refundowany przez NFZ. A medycy muszą określać odpłatność pacjenta za lek, bo tak stanowi art. 45 ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty.
Fakt, że nowela rozporządzenia rodzi sprzeczność między nazwą łacińską a odpłatnością, potwierdza też Paulina Kieszkowska-Knapik, adwokat z kancelarii Baker & McKenzie. Wskazuje jednocześnie, że w związku z tym nie wiadomo, czy recepta z nazwą łacińską leku będzie się w ogóle kwalifikowała do refundacji.