Jakiś czas temu rozważałem pomysł zorganizowania wycieczek do Argentyny; takich nieszablonowych, dla małych grup. Pomyślałem, że skoro spędziłem w tym kraju ponad 4 miesiące, przemierzyłem kraj od Ziemi Ognistej aż po granicę z Boliwią, znam większość dużych miast, a po Buenos Aires poruszam się bez mapy dniem i nocą, mógłbym pokazać ten kraj innym, a przy okazji trochę zarobić. Znam język, zwyczaje oraz historię. Może nie wiem wszystkiego, ale, co tu dużo mówić, ten kraj mnie fascynuje. Siłą moich wycieczek byłoby doświadczenie, wiedza i pasja.
Pomysł był hipotetyczny (a kraj przykładowy), ale sprawdziłem przy okazji, jakie wymagania musiałbym spełnić, żeby założyć takie niewielkie biuro podróży i oprowadzać ludzi po kraju Maradony. Jest ich oczywiście niemało; niektóre standardowe, inne specyficzne dla branży, większość zrozumiałych, jedno nie - konieczność posiadania uprawnienia pilota wycieczek.
Sprawdziłem. Trzeba odbyć kurs. Trwa on parę miesięcy, kosztuje około 1300 zł. Zapoznałem się z programem. Mógłbym w czasie kursu w czasie 6 godzin nabyć "wiedzę o Polsce i świecie współczesnym", a w czasie 20 godzin wykładowych poznać "historię kultury i sztuki". Na zajęciach z obsługi ruchu turystycznego poznałbym "rodzaje i specyfikę transportu turystycznego" oraz dowiedział się o "kształtowaniu pozytywnego wizerunku kraju i biura podróży podczas imprezy turystycznej". Oczywiście, wiadomo, że sama wiedza to nie wszystko. W ramach zajęć praktycznych brałbym udział w zwiedzaniu Warszawy i dwudniowym wyjeździe do Pragi.
Po lekturze programu uznałem, że przechodzenie przez taki kurs byłoby dla mnie swego rodzaju upokorzeniem, zatem na razie odsunąłem moje plany na bliżej nieokreśloną przyszłość. Po Argentynie oprowadzi turystów pilot, który może po raz pierwszy jest w tym kraju, ale odbył praktykę w Pradze i posiada 6-godzinną wiedzę o Polsce i świecie współczesnym. A i jeszcze jedno, zapomniałbym. W czasie kursu przez 45 godzin uczył się języka. Nie wiem, czy poznał argentyński akcent, specyficzne słownictwo (nawet na autobus mówi się inaczej niż w Hiszpanii), czy historia sztuki obejmowała kolonialne budowle w Salcie czy indiańskie fortyfikacje w Quilmes. Najistotniejsze jednak, że może poszczycić się dyplomem pilota wycieczek.
Bo tak naprawdę zdanie egzaminu niczego nie potwierdza. Wbrew twierdzeniom przewodników samo legitymowanie się uprawnieniami przewodnika (lub pilota wycieczek) nie potwierdza nawet w minimalnym stopniu kompetencji do oprowadzania turystów po danym miejscu, a na pewno nie potwierdza wiedzy. Poznanie każdego miejsca to godziny studiów i tygodnie badań. Zatem egzamin, który ma rzekomo potwierdzać wiedzę to fikcja; i każdy, kto choć trochę podróżował po świecie, kto zna jego różnorodność, kto ma choć trochę wyobraźni, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie jest prawdą, że przewodnik, który zdał egzamin, opowie nam historię Krakowa lepiej niż osoba bez tego kursu. I nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że pilot, który zdał egzamin, porządnie oprowadzi ludzi po Argentynie.