Wpamięci widzów, którzy oglądali „Kanał” (1957) przed laty, film Andrzeja Wajdy redukuje się niekiedy do sceny o mocy wyrazu piety: łączniczka „Stokrotka” (Teresa Iżewska) podtrzymuje na kolanach głowę umierającego „Koraba” (Tadeusz Janczar), a za jej plecami srebrzy się w promieniach wrześniowego słońca krata, która zamyka wylot kolektora. Jest w tej scenie i synteza najwznioślejszych ideałów, i przyczynek do mitologizacji Powstania, i romantyczna sygnatura reżysera.
Masakra na Dworkowej, czyli mit heroiczny
A przecież to niejedyna tak sugestywna i bogata w znaczenia scena w filmie, który zainicjował niezwykłe zjawisko w dziejach polskiej kinematografii, zwane polską szkołą filmową, i zdobył Nagrodę Specjalną Jury na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes w 1957 r. (jako pierwszy polski film uhonorowany tym wyróżnieniem). Losy bohaterów dramatu, żołnierzy oddziału porucznika „Zadry”, już w pierwszych minutach filmu ujawnia narrator, zwracając się bezpośrednio do widzów: „Patrzcie na nich uważnie. To są ostatnie godziny ich życia”. Poruszający finał wędrówki „Stokrotki” i „Koraba” to jedno ze zwieńczeń zapowiedzianej tragedii. Ale scena domykająca inny wątek tej skumulowanej opowieści o powstańczej śmierci może zostawić w widzach nawet głębszy ślad. Oto porucznik „Mądry” (Emil Karewicz), zastępca „Zadry”, oficer doświadczony, zdyscyplinowany i zdeterminowany, dociera do pozornie bezpiecznego wyjścia z kanału. Na górze czekają już jednak Niemcy, pilnujący tych, którzy wpadli w pułapkę wcześniej. Żołnierz z patkami SS na kołnierzu bluzy mundurowej rozbraja „Mądrego” i kradnie mu obrączkę, a potem brutalnym pchnięciem kieruje go na miejsce natychmiastowej egzekucji.
Ta scena poraża z dwóch powodów. Po pierwsze, nawiązuje do autentycznego zdarzenia z ostatnich dni powstania. 27 września oddziały walczące na Mokotowie w obliczu miażdżącej przewagi Niemców otrzymały rozkaz przejścia kanałami do Śródmieścia. W kanałach poszczególne oddziały szybko się rozproszyły i długo błądziły w klaustrofobicznym labiryncie. Zagubieni dotarli w końcu do włazów przy ulicy Dworkowej, strzeżonych przez Niemców. Schwytanych zaprowadzono pod znajdującą się w pobliżu komendę żandarmerii, a następnie rozstrzelano, wbrew zapisom prawa międzynarodowego, w myśl których żołnierzom Armii Krajowej przysługiwał status jeńców wojennych, i które dowództwo niemieckie zgodziło się respektować. Znaczną część spośród prawie 150 zamordowanych stanowili żołnierze kompanii łączności pułku „Baszta”, podkomendni Jerzego Stefana Stawińskiego, autora autobiograficznego opowiadania „Kanał” i opartego na nim scenariusza filmu.
Zarazem jednak dramatyczne zakończenie wątku porucznika „Mądrego” to ujęta w alegorię surowa ocena bezsensownej walki i niepotrzebnej ofiary. Płacz – a może zrodzony z rozpaczy śmiech „Mądrego” w jego ostatnich chwilach brzmi jak oskarżenie. Taki wydźwięk filmu po jego premierze w 1957 r. rozczarował zarówno wielu widzów, jak i większość recenzentów. Jedni i drudzy oczekiwali bowiem nie kolejnej krytyki, lecz co najmniej rzetelnej relacji z powstania, a w głębi serca – ekranowej ekspresji mitu heroicznego. Odbiór obrazu Wajdy zaczął się zmieniać po sukcesie w Cannes, na co miał też wpływ kolejny film poruszający temat powstania, zaprezentowany publiczności kinowej już w styczniu 1958 r. – „Eroica” Andrzeja Munka, a konkretnie jego pierwsza część, „Scherzo alla polacca”, utrzymana w komediowym tonie, ale bezwzględna rozprawa z mitem bohaterskim. Warto o tym pamiętać, gdy dzisiaj dość zgodnie uznajemy „Kanał” nie tylko za arcydzieło, ale i za jeden z fundamentów tego mitu.
Czytaj więcej
Oskarżenia dowództwa Armii Krajowej o śmierć cywilów są niesprawiedliwe – mówi prof. Norman Davies, brytyjski historyk Łukaszowi Lubańskiemu.