Narodowy Bank Polski został zmuszony do podania do publicznej wiadomości zarobków kierownictwa specjalną ustawą, którą dwa dni temu podpisał ją prezydent. Została ona uchwalona po doniesieniach „Gazety Wyborczej”, która podawała, że Martyna Wojciechowska, była radna PiS, a dziś dyrektor departamentu odpowiadającego za promocję i kontakty z mediami w NBP, zarabia miesięcznie wraz z dodatkami 65 tys. złotych miesięcznie. Pensję obliczono na podstawie jej oświadczenia majątkowego z 2017 r. (do maja 2018 r. prace w NBP łączyła ze sprawowaniem mandatu radnej w sejmiku województwa mazowieckiego). Portal OKO.press twierdzi, że Wojciechowska dostaje jeszcze 11 tys. złotych za zasiadanie w radzie Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
NBP konsekwentnie zaprzeczał, jednak w środę podał listę przeciętnego wynagrodzenia brutto w 2018 r. wraz z premiami i dodatkami dla 126 osób zajmujących kierownicze stanowiska w banku.
Okazało się, że na szczycie faktycznie jest dyrektor departamentu komunikacji i promocji z przeciętną pensją za ubiegły rok w wysokości 49 tys. 563 zł. Szefowie innych komórek są opłacani znacznie skromniej, np. dyrektor Departamentu Stabilnos´ci Finansowej zarobił niewiele ponad 41 tys. zł, a ponad 33 tys. zł szef Departamentu Badan´ Ekonomicznych. Szefowa gabinetu prezesa Kamila Sukiennik w ubiegłym roku zarabiała 42 tys. 760 zł miesięcznie. Jedną z najwyższych pensji – 39 tys. zł – ma dyrektor departamentu edukacji i wydawnictw Anna Kasprzyszak, była żona obecnego koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego. Ciekawą pozycją w ujawnionej liście płac jest jeden z ośmiu doradców prezesa Glapińskiego, który za tydzień pracy zarobił 6,7 tys. zł.
– Chciałbym, by prezes Glapiński wyjaśnił opinii publicznej, jakie to szczególne zdolności i kompetencje tych pań zdecydowały o wyjątkowym wynagrodzeniu w porównaniu ze specjalistami na tych samych kierowniczych stanowiskach – mówi prof. Antoni Kamiński z PAN, były szef polskiego oddziału Transparency International. Jak podkreśla, „dla osób z klucza politycznego stanowiska powinny być ograniczone do minimum”. – Tymczasem nie podlega to żadnej kontroli, a obawiam się, że w przypadku PiS poszło to znacznie dalej niż w czasach poprzedników – mówi.
Podobnego zdania jest Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha. – Wysokość zarobków asystentek czy dyrektorów prezesa NBP to sprawa trzeciorzędna. Ważniejsze jest wyjaśnienie, jakie są reguły tego wynagradzania, czy wyższa pensja konkretnego dyrektora czy asystenta jest uzasadniona np. wzmożoną pracą, szczególnymi umiejętnościami? I czy w tym przypadku tak było. Opinia publiczna powinna poznać odpowiedź na te pytania – mówi Sadowski.