Przed tymi wyborami sondaże są jednoznaczne, ale czy stanie się tak, jak wróżą, dowiemy się dopiero po przeliczeniu głosów. Dlatego przestrzegam sympatyków Zjednoczonej Prawicy przed przedwczesnym entuzjazmem. Polityczna przewaga nie jest dana na zawsze, dobra passa kiedyś się kończy, więc każdy triumfalizm jest zapowiedzią jakiejś przyszłej porażki.
Opozycja zrobiła w kampanii wiele, dużo więcej niż w wyborach do europarlamentu, ale mam poważne wątpliwości, czy wszystko, co mogła. A to właśnie od jej wysiłku zależało i nadal zależy przywrócenie politycznej równowagi w państwie. Rozumiem tę równowagę w myśl polskiej konstytucji. To kohabitacja kontrolujących się władz, a nie jednowładztwo nawet najbardziej prawej i sprawiedliwej monopartii. Tylko konstytucyjne mechanizmy kontroli i równowagi chronią przed pokusą nadmiernej dominacji większości, czego nieraz byliśmy świadkami w ciągu ostatnich lat i co jest nieodmiennie ryzykowne dla przyszłości Polski. Tak, w tych wyborach prawdziwą stawką jest przywrócenie mechanizmu kohabitacyjnego, czego gwarantem może być tylko jakaś forma sukcesu opozycji. Ale nawet jeśli się tego nie doczekamy, nie nastąpi żaden kres polskiej historii, tylko jej nowy, fascynujący rozdział.