Jak zostać Palikotem swojej partii

Partie i ich bojownicy. Janusz Palikot – główny polski lisowczyk – porzuca swojego hetmana. Chce zostać generałem, choćby brygady

Publikacja: 01.10.2010 21:24

Początek kariery Janusza Palikota jako politycznego zagończyka to m.in. występ na konwencji programo

Początek kariery Janusza Palikota jako politycznego zagończyka to m.in. występ na konwencji programowej PO w koszulce z napisami „Jestem z SLD”, „Jestem gejem” w kwietniu 2007 r.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/temat/542145.html" "target=_blank]Jaka polityczna przyszłość Janusza Palikota?[/link] - czytaj więcej[/b][/wyimek]

Zagończycy. Tak są nazywani w środowisku dziennikarsko-politycznym. Zagrzewają. Porannymi wywiadami narzucają to, o czym przez cały dzień będą mówić media. Są do nich najchętniej zapraszanymi politykami. Wiadomo, że w trakcie takiej rozmowy mocno zaiskrzy. Pójdą w górę słupki oglądalności i wskaźniki cytowań.

Zagończycy zyskują publiczną rozpoznawalność i pochwały od partyjnego wodza. Świetnie wpisują się w konfrontacyjny styl uprawiania polityki, jaki prowadzą główne ugrupowania. Budzą emocje.

Najlapidarniej cel, który im przyświeca, określa Sławomir Nitras z PO: – Zaistnieć w mediach i jednocześnie przypodobać się szefowi.

[srodtytul]„Janusz, idź i mów”[/srodtytul]

Scenka z początku tej kadencji Sejmu. Jak opowiadają informatorzy „Rz”, do Janusza Palikota siedzącego w poselskiej ławie podchodzi Grzegorz Schetyna (dziś marszałek Sejmu) i zagrzewa go do harcowania.

– Janusz, pójdź do mediów i coś powiedz, żeby zajęły się tym przez jakiś czas – miał polecić. Zapewne chciał przykryć medialnie jakieś niewygodne dla PO wydarzenie.

– Oni już niespecjalnie chcą mnie słuchać, byłem wczoraj w radiu i nikt nie podjął tego, co tam powiedziałem – tłumaczy Palikot. Akurat wtedy dziennikarze chwilowo się Palikotem znudzili, ale później takich kłopotów już nie miał.

Palikot stał się niekwestionowanym zagończykiem numer jeden w polskiej polityce.

Skąd nazwa? Wywodzi się z terminologii wojskowej. Zagon to oddział kawalerii najeżdżający obcą ziemię, by zagarnąć zdobycz lub zdezorientować przeciwnika, działa na tyłach wroga. Najbardziej znanymi polskimi zagończykami byli lisowczycy – brutalna lekka jazda kawalerii odznaczająca się wielką ruchliwością i sprawnością bojową.

– Klasycznych lisowczyków w polskiej polityce jest tylko czterech – uważa politolog Wawrzyniec Konarski. Oprócz Palikota wymienia jeszcze Joachima Brudzińskiego i Jacka Kurskiego z PiS oraz Stefana Niesiołowskiego z PO.

[srodtytul]Koncesja na harcowanie[/srodtytul]

Ale zwykłych zagończyków – tych, którzy próbują bądź próbowali nimi być – jest znacznie więcej. Eugeniusz Kłopotek (PSL), Karol Karski (PiS), Marek Suski (PiS), Julia Pitera (PO), Joanna Senyszyn (SLD), Adam Hofman (PiS), Beata Kempa (PiS), Zbigniew Girzyński (PiS), Radosław Sikorski (PO), a także obecny prezydent Bronisław Komorowski. Niektórzy dorzucają Sławomira Nowaka (PO) i Antoniego Macierewicza (PiS). Lista powstała na podstawie sondy przeprowadzonej przez „Rz” wśród tych, których zagończycy najeżdżają, czyli polityków z różnych partii.

Zdecydowana większość z nich to zagończycy koncesjonowani. Są też samorodki, jak Nelli Rokita (PiS). Koncesję na harcowanie na zapleczu przeciwnika dostają od partyjnej wierchuszki.

Gdy polityczny generał mówi „stop”, zagończyk wraca karnie do swojego oddziału. Zapewne sporo o tej zasadzie mógłby powiedzieć Jacek Kurski. W kampanii prezydenckiej z 2005 r. zasłynął m.in. dziadkiem z Wehrmachtu. Z tegorocznej został wycofany. Tylko zakulisowo uczestniczył w jej końcówce. Podobny los spotkał Brudzińskiego. Wspomógł swojego prezesa, gdy ten po zakończonej kampanii błyskawicznie zrezygnował z miękkiego wizerunku, zajął się wyjaśnianiem tragedii smoleńskiej. Wypowiedział wtedy brutalne słowa o ruskiej trumnie i ciele prezydenta pozostawionym w błocie. Później właściwie zamilkł, podobnie jak inni PiS-owscy zagończycy.

Dlaczego tak się stało? Bo w pewnym sensie ich rolę przejął generał – sam prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dziś jego słowa brzmią dostatecznie mocno. Na tym tle wypowiedzi zagończyków odgrywałyby rolę nic nieznaczącego szmeru. Tak zresztą po trosze dzieje się teraz z medialnymi występami pomniejszych zagończyków, jak Kempa czy Girzyński.

[srodtytul]Jak zeszli do podziemi[/srodtytul]

W atmosferze pierwszych tygodni po smoleńskiej tragedii zagończycy wszystkich partii się schowali. I wódz wcale nie musiał im wydawać takiego polecenia. W tamtym czasie opinia publiczna za takie zachowania by ich emocjonalnie zlinczowała. Nawet Palikot przez część kampanii prezydenckiej siedział cicho. A Kłopotek zadeklarował w blogu, że już nic nie będzie mówił. Po drugiej turze nastąpił powrót, choć na niższym poziomie zagończykowskiej agresji.

Wyjątkiem jest Palikot, który mówi o krwi na rękach prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Pyta, czy był w dniu tragedii pod wpływem alkoholu, a prezesa PiS nazywa wampirem.

– Przekroczył wszelkie granice dobrego obyczaju, wszedł na ścieżkę uruchamiania totalnej nienawiści – ocenia Artur Balazs, dziś bardziej obserwator sceny politycznej niż polityk.

Palikot właśnie łamie podstawową zasadę, że zagończyk nigdy nie zostawia hetmana. – Urwał się wszystkim. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem – uważa Balazs.

– To precyzyjnie wyreżyserowany spektakl, a ci, którzy twierdzą, że Palikot jest politykiem, na którego Donald Tusk nie ma wpływu, wykazują się naiwnością – twierdził jeszcze niedawno Girzyński.

Polityk z Biłgoraja tak zasmakował w reklamie siebie samego, że uznał, iż ten smak powinien go doprowadzić na wyższą polityczną półkę. Przynajmniej na stopień generała brygady. I jeśli nie w PO, to może sam sobie zbuduje brygadę.

Kariera Palikota jako naczelnego zagończyka zaczęła się, gdy pojawił się na konferencji prasowej ze sztucznym penisem w ręku i wystąpił ubrany w podkoszulek z napisami: „Jestem gejem”, „Jestem z SLD”. Było to niewiele ponad trzy lata temu.

[srodtytul]Media lubią ostrych[/srodtytul]

Palikot nie był pierwszy. Wcześniej tę rolę grali w PO Komorowski i Niesiołowski. – Komorowski opowiadał mi kiedyś, że po latach polityczno-medialnych doświadczeń uznał, iż im jest bardziej ostry w publicznych wypowiedziach, tym media bardziej go lubią. I że bez tego pozostawałby na politycznym marginesie – ujawnia Ryszard Czarnecki, europedutowany PiS. (Podobne zwierzenia czynił też Kłopotek – twierdzą jego koledzy z PSL).

Po wygranej Lecha Kaczyńskiego w prezydenckiej batalii obecny prezydent obwieścił: „Szkoda Polski”. I była to tylko jedna z całego ciągu jego zagończykowatych wypowiedzi.

Gdy po wyborach w 2005 r. PiS proponował Tuskowi stanowisko marszałka Sejmu – jako element umowy koalicyjnej – lider PO wysunął kandydaturę Komorowskiego. Przez prezesa PiS zostało to odebrane jako prowokacja.

Z czasem, a właściwie z obejmowaniem kolejnych funkcji państwowych przez Komorowskiego – szczególnie marszałka Sejmu – jego zagończykowatość malała. Wszak stawał się generałem. Choć nie omieszkał stwierdzić po wizycie prezydenta Kaczyńskiego w Gruzji: – Jaka wizyta, taki zamach.

Mniej stabilny w tym względzie był Radosław Sikorski. Gdy mówił jako niefunkcyjny polityk PO: „dorżniemy watahę”, to spełniał rolę klasycznego zagończyka prowokującego wroga. Ale kiedy jako szef MSZ opowiadał, że prezydent może być niskiego wzrostu, ale nie może być mały (to o Lechu Kaczyńskim), przekraczał granicę między zagończykiem a generałem. Zapewne pchało go do tego silnie rozbudowane ego i potrzeba publicznego istnienia.

Ostatnio pytał: – Czy prezes PiS jest teraz na proszkach?

Palikot i inni okazali się bardzo przydatni dla partyjnych włodarzy. Jednocześnie stali się bardzo rozpoznawalnymi politykami. Choć większość z nich żadnej ważnej funkcji publicznej nie pełni. Są Palikotami swoich partii.

[srodtytul]Między spiskiem a schizmą[/srodtytul]

Jak pokazują wypowiedzi Balazsa i Girzyńskiego, politycy są w sprawie relacji Tusk – Palikot podzieleni. Czy porzucenie hetmana to spiskowy ruch uzgodniony z premierem, czy też owoc zerwania się ze smyczy?

Najprawdopodobniejsza zdaje się wersja kompromisowa. Wygląda ona mniej więcej tak. W trakcie kampanii prezydenckiej Palikot przychodzi do Tuska z propozycją. I przedstawia argumenty. Softowe zachowanie PiS i Jarosława Kaczyńskiego sprawia, że PO ma kłopot. Dotychczasowa, bardzo skuteczna broń walki z PiS – przedstawianie jej jako partii pełnej agresji i nienawiści – zostaje Tuskowi wytrącona z ręki. Jednocześnie SLD niespodziewanie zaczyna rosnąć w siłę, a przyszła koalicja ugrupowania Grzegorza Napieralskiego z PiS staje się możliwa. A PSL, obecny koalicjant, zmierza ku niebytowi.

W tej sytuacji Palikot, który z wydawcy konserwatywnego tygodnika coraz bardziej przeobraża się w zagorzałego lewicowca, tworzy nowe ugrupowanie. Przejmujące trochę elektoratu SLD, nieco PO i głównie wyborców niezagospodarowanych. Tusk takiemu politycznemu tworowi udziela koncesji, po to by w nowym Sejmie to koncesjonowane ugrupowanie stało się wygodnym partnerem koalicyjnym. Szef PO wstępnie ten pomysł akceptuje.

Po wyborach sytuacja, przynajmniej jeśli chodzi o PiS, zmienia się diametralnie. Kaczyński wraca do dawnego języka. PO znów ma w ręku starą broń, i to po kapitalnym remoncie. Notowania partii Tuska wbrew obawom nie spadają. Wręcz przeciwnie. Projekt Palikota jest już PO niepotrzebny. Tyle że Palikot bardzo się przywiązał do tego, by być generałem choćby brygady. I tak doszedł do sobotniego spotkania Ruchu Poparcia Palikota w Sali Kongresowej. Może to być kres jego drogi jako zagończyka, który zerwał się ze smyczy. Jak i początek dłuższego marszu. Ale zwykły lisowczyk hetmanem? To się nigdy nie zdarzyło.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

[mail=m.subotic@rp.pl]m.subotic@rp.pl[/mail][/i]

Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia