Jak Władimir Putin zareagował na to, że Donald Trump ogłosił, że zakończy wojnę w Ukrainie, rozmawiając tylko z nim, bez udziału Ukraińców i Europejczyków? Symbolicznie, cynicznie.
W pierwszych słowach oficjalnego oświadczenia Kremla na temat rozmowy telefonicznej obu przywódców – którą komentuje teraz pół świata, a spora część, ta nasza, wyraża przy okazji lęk o przyszłość – jest mowa o „wymianie obywateli Rosji i Stanów Zjednoczonych”. Ta wymiana więźniów – amerykańskiego nauczyciela Marca Fogela, złapanego na moskiewskim lotnisku specjalnie na taką okazję z kilkunastoma gramami marihuany, na Aleksandra Winnika, rosyjskiego speca od prania brudnych pieniędzy, oszustw kryptowalutowych i współpracy z handlarzami narkotyków – okazała się najważniejsza. Jako dowód na bliskie osobiste stosunki głów dwóch mocarstw, które mogą robić, co chcą i jak chcą.
Czytaj więcej
To, czego obawiano się od dawna, staje się na naszych oczach faktem. Amerykański prezydent podjął bezpośrednie negocjacje z rosyjskim dyktatorem ponad głowami Europejczyków. A być może i Ukraińców.
Dopiero potem w oświadczeniu Kremla pojawia się Ukraina, z wyraźnym podkreśleniem, że o niej „także” rozmawiano przez telefon. Przyjdzie i czas na rozmowy osobiste, Władimir Putin chciałby je przeprowadzić u siebie, zaprosił Donalda Trumpa do Moskwy.
Kto oprócz Trumpa i Putina ma zadecydować o przyszłości Ukrainy i przy okazji Europy? Nie Macron, nie Scholz, nie Zełenski, nie Tusk czy Duda
Sam Donald Trump wymienił inną lokalizację osobistego spotkania – Arabię Saudyjską. I wskazał dodatkowego uczestnika takiej rozmowy – następcę saudyjskiego tronu, obecnie premiera Mohameda bin Salmana.