Belgijska prokuratura czekała do końca mandatu unijnego komisarza ds. sprawiedliwości, żeby postawić mu poważne zarzuty. Według informacji podanych przez media „Follow the Money” i „Le Soir” Didier Reynders został przesłuchany 3 grudnia, a w jego dwóch domach (stałe miejsce zamieszkania w Brukseli oraz wiejski dom letni) dokonano rewizji.
Nie został zatrzymany, bo wymagałoby to odebrania immunitetu przysługującego mu jako byłemu ministrowi.
Tajemnica do ostatniej chwili. Były obawy, że ktoś ostrzeże Didiera Reyndersa
Śledztwo prokuratury było prowadzone w głębokiej tajemnicy i informacje o nim nie znalazły się nawet w policyjnej bazie danych. Istniała obawa, że świetnie ustosunkowany polityk mógłby zostać przez kogoś ostrzeżony na zbyt wczesnym etapie.
Prokuratura odczekała też do 30 listopada, czyli końca jego pięcioletniego mandatu na stanowisku komisarza UE. Uznała bowiem, że samo postawienie mu zarzutów wymagałoby decyzji kolegium komisarzy o zniesieniu mu immunitetu (choć KE ma na ten temat inne zdanie, o czym w dalszej części tekstu), a Reynders był członkiem tego kolegium. Dowiedziałby się więc wcześniej, że ma być przesłuchany, a jego dom ma być przeszukany. Tymczasem prokuratura chciała wykorzystać element zaskoczenia.
Czytaj więcej
To jest bardzo niebezpieczne, jeśli państwo zaczyna sobie wybierać sprawy, w których pasuje mu przestrzeganie prawa unijnego i w których jest to dla niego niewygodne - mówi Didier Reynders, komisarz UE ds. sprawiedliwości