„Rzeczpospolita”: Jak ocenia pani ostatnie pięć lat Komisji Europejskiej?
Dr Małgorzata Bonikowska: Kadencja między 2019 a 2024 rokiem obfitowała w sytuacje kompletnie nieprzewidziane. Najpierw pandemia, podczas której okazało się, że Komisja Europejska i inne instytucje unijne nie mają kompetencji w obszarze zdrowia publicznego. W tym ogromnie trudnym momencie udało się jednak uruchomić mechanizmy koordynacyjne. KE stanęła na wysokości zadania, wykorzystała wszystkie możliwości, aby dokonać wspólnych zakupów szczepionek, rozdystrybuować je w równomiernym stopniu we wszystkich państwach członkowskich bez względu na ich zamożność. Z inicjatywy Komisji Europejskiej powstał certyfikat covidowy, który ułatwił nam podróżowanie.
Kwestie zdrowotne to tylko jeden z problemów, z którymi trzeba było się zmierzyć.
Drugim, niezwykle dużym zaskoczeniem, była inwazja na Ukrainę.
Wojna u bram Unii to ogromne zagrożenie, ale też napływ ludzi. Uchodźcy z Ukrainy przekraczali granicę państw ościennych, w tym Polski. Przyjmowaliśmy ich we własnych domach – to efekt tego, że Polska nie ma przemyślanej polityki migracyjnej.
Czytaj więcej
Dziesiątki tysięcy migrantów są co roku pozostawione na pustyni przez służby porządkowe Maroka, Tunezji i Mauretanii. Proceder jest finansowany przez Unię Europejską.
W skali całej UE problem ten przyczynił się do prac nad paktem migracyjnym, który ostatecznie udało się podpisać. Na pewno nie rozwiązuje on wszystkich problemów, lecz jest dowodem, że w ogóle zaczęto na ten temat myśleć. Bo to jest związane z gigantycznym wyzwaniem, jakim jest bezpieczeństwo, które jest dziś dla Europejczyków najważniejsze.