W weekend – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami – kampanię do Parlamentu Europejskiego zainaugurowało PiS. Konwencja Biało-Czerwoni zapowiedziała główne tematy kampanii do PE w wykonaniu największej partii opozycyjnej: sprzeciw dla Zielonego Ładu, sprzeciw wobec zmian traktatowych, paktu migracyjnego, wprowadzenia przez Polskę euro. Politycy PiS kandydujący do PE podpisali w trakcie konwencji siedem głównych zobowiązań programowych.
PiS chce w czerwcu osiągnąć kolejne wyborcze zwycięstwo. To ma mieć wymiar przede wszystkim psychologiczny dla partii, która w tej kadencji znajduje się w opozycji. PiS jest w zupełnie innej sytuacji niż w 2019 roku, w trakcie poprzedniej kampanii do PE. Na wynik mają pracować „listy śmierci”, jak określił je prezes PiS Jarosław Kaczyński, z kontrowersyjnymi nawet w samej partii postaciami jak Jacek Kurski. Listy uzupełniają znani parlamentarzyści, jak Paweł Szefernaker (10 w okręgu obejmującym zachodniopomorskie i lubuskie) czy Michał Dworczyk. Jak podaje Interia, Dworczyk ma być „trójką” na Dolnym Śląsku. Startować w Warszawie ma Tobiasz Bocheński, kandydat PiS na prezydenta Warszawy. Jedynką w Wielkopolsce ma być zaufany współpracownik prezydenta Dudy, minister w KPRP Wojciech Kolarski. Za nim będzie europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Układanie list wywołało napięcia w samym PiS. Termin rejestracji upływa 2 maja, a kampanię prowadzi sekretarz generalny PiS Piotr Milowański, który był też szefem sztabu w wyborach samorządowych.
Wybory europejskie: Tusk robi szybką rekonstrukcję
Inaczej niż wybory samorządowe, wynik wyborów do PE nie decyduje o władzy w Polsce ani nie ma tak dużego przełożenia na struktury partii politycznych. Dlaczego partie traktują więc te wybory aż tak poważnie? Odpowiedź leży w wyborczym kalendarzu. Nasi rozmówcy po różnych stronach barykady doskonale zdają sobie z tego sprawę. Po 9 czerwca kolejne wybory ogólnokrajowe to wybory prezydenckie, które odbędą się późną wiosną 2025. Czyli wybory do PE kończą wyborczy „trójskok”, ustawią układ sił na drugą połowę roku. Jesienią ruszą pierwsze poważne przymiarki prezydenckie. Wybory do PE będą też ostatnim dużym wydarzeniem politycznym przed wakacjami.
Czytaj więcej
Czy rzeczywiście dla Donalda Tuska tak ważna jest wygrana w wyborach do Parlamentu Europejskiego? Wygląda na to, że tak: potrzebuje nowego impulsu oraz impetu, bo entuzjazmu z 15 października zostało już niewiele. Z kolei Szymon Hołownia kieruje się zupełnie inną logiką.
KO zdecydowała się wzmocnić listy do PE np. kandydaturą Marcina Kierwińskiego, szefa MSWiA. Poza nim startują typowani wcześniej Borys Budka i Bartłomiej Sienkiewicz. Tusk zdecydował już i ogłosił szybką rekonstrukcje rządu, która jak zapowiedział, ma odbyć się 10 maja. W ten sposób kandydujący ministrowie nie będą prowadzić swoich kampanii jednocześnie pełniąc urząd. W ramach rekonstrukcji może dojść do pewnej roszady w ramach gabinetu. Wszystko wskazuje bowiem na to, że Kierwińskiego zastąpi Tomasz Siemoniak, obecnie minister koordynator służb specjalnych, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Donalda Tuska. Jan Grabiec, obecnie szef KPRM, może objąć Ministerstwo Aktywów Państwowych. Dla PO wybory europejskie to poważna rywalizacja, zwłaszcza po wyniku wyborów samorządowych w których partia Tuska zdobyła ważne miasta, jak Kraków, Kielce czy Toruń, ale PiS wywalczyło pierwsze miejsce w skali kraju i utrzymało wiele ważnych dla siebie sejmików.