– Szynka powinna być szynką, a nie czymś, co udaje szynkę – twierdzi wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski z Suwerennej Polski. Stoi on za projektem rozporządzenia przewidującego, że takie określenia, jak „szynka”, „wędlina”, „wędzonka” i „kiełbasa”, będą mogły być używane wyłącznie jako określenie wyrobów mięsnych.
Wiceminister nie ukrywa, że celem jest zaprzestanie używania takich nazw przez producentów wyrobów wegańskich, udających „prawdziwe” wędliny. Najczęściej powstają one ze zmielonej masy białkowej, takiej jak soja i groch, i z mięsem nie mają niczego wspólnego. To jednak tylko jeden z odcinków serialu rewolucyjnych zmian w oznaczeniach żywności, zainicjowanych przez Kowalskiego.
Lawina zmian w przepisach dotyczących żywności
Zaczęło się jeszcze przed wyborami, gdy ówczesny minister rolnictwa Robert Telus podpisał rozporządzenie dotyczące oznakowania miodu. Obecnie, jeśli produkt pochodzi z więcej niż jednego państwa, na etykiecie znajdują się takie określenia, jak np. „mieszanka miodów pochodzących z UE” lub „mieszanka miodów niepochodzących z UE”. Zgodnie z nowym rozporządzeniem na etykiecie mają się znaleźć nazwy wszystkich państw, w których zebrano miód.
Na tzw. nowej żywności unijnej ma się w Polsce znaleźć znak graficzny z konikiem polnym i adnotacją „zawiera owady jadalne”
Projekt kolejnego rozporządzenia pojawił się w rządowym procesie legislacyjnym w listopadzie i też dotyczy miodu. Wynika z niego, że na etykiecie oprócz nazw państw pochodzenia mają się też znaleźć udziały procentowe mieszanki. – Rozporządzenie miodowe zostało rozbite na dwa etapy, bo drugi z nich wymaga notyfikacji – tłumaczy Kowalski.