Założenia projektu jednolitej ustawy o oświadczeniach majątkowych osób pełniących funkcje publiczne przygotował poseł Marek Biernacki (KO), były koordynator służb specjalnych, a w przeszłości były szef MSWiA. Mają wprowadzić pełną jawność, skuteczną kontrolę majątków i zaradzić obecnej pladze, jaką jest przepisywanie go na żony czy mężów, co stało się sposobem na uniknięcie sprawdzenia.
– Oświadczenia majątkowe muszą być klarowne, wypełniane elektronicznie i obiektywnie analizowane za pomocą programu komputerowego. Dzisiaj mamy wiele przykładów, kiedy ktoś zaczyna od zera i po kilku latach sprawowania urzędu publicznego dorabia się fortuny. Musi być sprawdzane, czy dorobił się go legalnie – mówi „Rzeczpospolitej” poseł Marek Biernacki.
Choć o potrzebie pełnej jawności w tym zakresie mówi się od dawna, to jak dotąd kończyło się na deklaracjach lub w najlepszym razie przerwaniu prac w pół drogi. Sam PiS dwukrotnie składał projekty ustaw, obiecując większą jawność oświadczeń, ale prace utknęły.
W efekcie poza wiedzą opinii publicznej jest zasobność wielu wysokich urzędników na czele z premierem Mateuszem Morawieckim, od kiedy część majątku przepisał na żonę. Wątpliwości spotęgowały ostatnie informacje o zakupie przez premiera obligacji skarbowych wartości 4,6 mln zł oraz uprawnień do akcji banku, które „zniknęły” z jego oświadczenia (szef rządu twierdzi, że akcje spieniężył, a środki dał na cele charytatywne – jednak szczegóły są okryte tajemnicą).
Bogate żony, biedni mężowie
Propozycje posła Biernackiego mogą zrewolucjonizować system oświadczeń majątkowych. I tak – według założeń – wszystkie składane przez osoby zajmujące najważniejsze stanowiska w państwie – bez wyjątku – byłyby jawne i publikowane w BIP. Dziś wystarczy brak zgody zainteresowanego (jak pisaliśmy w czasach rządu Beaty Szydło, swoje majątki utajnili wszyscy wiceministrowie zdrowia, rozwoju, obrony narodowej, infrastruktury i cyfryzacji).