Jako że Bułgaria uchodziła zawsze za najbardziej przyjacielski kraj wobec Rosji w całej UE, tym większe wrażenie wywołała decyzja Moskwy o zakręceniu kurka z gazem dla tego kraju. Dotarła do premiera Bułgarii Kiriła Petkowa w Kijowie, gdzie zaoferował prezydentowi Zełenskiemu remont ukraińskiego sprzętu wojskowego, zwłaszcza czołgów i transporterów. Zapowiedział też, że Bułgaria zamierza dostarczyć Ukrainie broń, o czym formalnie zadecyduje parlament najprawdopodobniej już w środę.
Tego Moskwa nie oczekiwała od zaprzyjaźnionego kraju, mimo iż po objęciu władzy w grudniu ubiegłego roku przez rząd Petkowa wzajemne relacje mocno się ochłodziły. Tuż po rosyjskiej agresji na Ukrainę Bułgaria jako jedno z pierwszych państw zamknęła przestrzeń powietrzną dla rosyjskich samolotów. Nie była to decyzja łatwa, biorąc pod uwagę, że Bułgarię odwiedza rocznie pół miliona rosyjskich turystów, a 50 tys. Rosjan nabyło w tym kraju nieruchomości.
Eleonora Mitrofanowa, rosyjska ambasador w Sofii, przypomniała wtedy publicznie, że celem Rosji jest „wyzwolenie” Ukrainy, tak jak dokonało się oswobodzenie Bułgarii spod panowania tureckiego przy rosyjskiej pomocy w XIX wieku. Po tych słowach premier Petkow wręczył jej osobiście list protestacyjny.
Czytaj więcej
Bruksela obiecuje solidarność z państwami odciętymi od gazu z Rosji. Tylko Gazprom wie, kto się z...
W tym momencie Moskwa straciła wszelkie nadzieje co do stanowiska Bułgarii wobec wojny, tym bardziej że Sofia wsparła europejskie sankcje wobec Rosji, a premier zdymisjonował ministra obrony, który powielał moskiewską retorykę w opisie rosyjskiej agresji. W tym kontekście jest jasne, że zablokowanie dostaw gazu nie było więc motywowane wyłącznie odmową Bułgarii płacenia za ten surowiec w rublach. – Nie będziemy brać udziału w procedurze zorganizowanej przestępczości – skomentował Petkow decyzję Gazpromu.