Jednak nie wszyscy się z tym zgadzają. Badania pokazują, że znaczna część Polaków problemu zmian w SN nie rozumie, a wielu je popiera.
Wyniki najnowszego sondażu IBRiS dowodzą, że gorący spór nie tylko nie osłabia partii rządzącej, ale wręcz powoduje wzrost poparcia. Czyż to tylko obywatelska nieobecność? Brak zaangażowania? Niewiedza? Trudno się z taką tezą zgodzić. To głos ludzi, którzy uznali, że elity sędziowskie trzeba wymienić bez względu na brutalność i radykalizm tej operacji. Subtelne wątpliwości konstytucjonalistów nie mają dla nich znaczenia. W ciemno popierają władzę, która za cel stawia sobie obalenie obowiązującej konstytucji. Ale zarazem ci ludzie, te poglądy to przede wszystkim porażka elit III RP, które nie umiały zreformować sądownictwa ani wpłynąć na poprawę jego recepcji.
Czy dla ludzi przywiązanych do kategorii praworządności coś usprawiedliwia te zmiany? Naprawdę trudno ich bronić. Można się doszukiwać sensu w stworzeniu Izby Dyscyplinarnej SN czy przesunięciu kasacji na szczebel apelacji, ale zarówno tryb wprowadzenia zmian, jak i czystka w SN na zawsze obciążą konto formacji, która za tym stoi. Prawo i Sprawiedliwość dokonuje motywowanej interesem partyjnym rewolucji. Ryzykownej, bezwzględnej i niedającej gwarancji sukcesu. Nie tak powinno się reformować kraj. Nie tak naprawiać jego instytucje.
Dla wielu zmiany w SN to symboliczny koniec demokracji. Ale ja z takim postawieniem sprawy się nie zgadzam. Świat 20 lipca 2017 roku się nie kończy. Może nawet zaczyna. Mimo że zostanie poczucie gwałtu na ustroju, wyzwania moralne pozostaną te same. Polacy się nie wyprowadzą znad Wisły ani nie zaczną wojny domowej. Będziemy nadal żyć naprzeciwko siebie i będziemy musieli na formę tego współżycia znaleźć nową formułę. W szczególnej sytuacji znajdą się sędziowie, dla których codzienność w większym stopniu niż dotąd będzie oznaczała konieczność mierzenia się z własnym sumieniem. Wreszcie przyjdzie czas umiejętności sprostania wymogom etyki zawodu. Może to być trudne, mogą pojawić się ofiary, ale wierzę, że niezależność wymiaru sprawiedliwości i niezawisłość sędziowska przetrwają. Zakotwiczona w UE Polska to więcej niż PRL i sanacyjna dyktatura guzików. Trudno ją złamać.
Czego się boję najbardziej? Nie tylko pogorszenia stosunków z demokratyczną Europą. Możliwe nawet, że znajdziemy się na równi pochyłej, której finałem będzie rozbrat z Unią. Ale to wciąż odległa perspektywa. Ta bliższa jest gorsza. Perspektywa, w której staniemy naprzeciw siebie jako jeszcze bardziej skłócone plemiona. Z nienawiścią na ustach zamiast chęci rozmowy. Z karabinami naprzeciw koktajli Mołotowa. To prosty przepis na klęskę odrodzonej i uginającej się do niedawna pod ciężarem sukcesów państwowości.